Michał Fałkowski: Przede wszystkim, na początek chciałbym zapytać pana o ostatni wybór. Zamienił pan świecki Polpak na Małpy z Czerkasów. Dlaczego wybrał pan grę na Ukrainie?
Bobby Dixon: Cóż, co tu dużo mówić. Mój nowy klub będzie grał w przyszłym sezonie w Pucharze Europy FIBA. Po za tym, Ukraińcy naprawdę byli bardzo konkretni w rozmowach, od samego początku chcieli bym grał w ich zespole oraz zaoferowali mi satysfakcjonujące pieniądze. Stwierdziłem więc, dlaczego nie spróbować?
Czy Czerkasy Monkeys był jedynym klubem, który od początku wyrażał zainteresowanie pańską osobą?
- Nie, oczywiście że nie był jedynym. Wiele zespołów starało się mnie zaangażować. Niektóre wyrażały tylko zainteresowanie, inne podejmowały rozmowy. Tak naprawdę jednak, od początku czułem, że na Ukrainie mógłbym czuć się komfortowo.
A jak się układała sprawa z Polpakiem? Prezes Stefan Medeński wielokrotnie podkreślał, że bardzo chciałby zatrzymać pana na kolejny sezon, lecz przeszkodą mogą się okazać pieniądze…
- Dokładnie tak. Polpak bardzo chciał zatrzymać mnie na następny sezon. Jednak, mimo wielkich chęci, nie byli w stanie zaoferować mi takich pieniędzy jakich oczekiwałem po poprzednim sezonie. Nie słyszałem natomiast, czy jakiekolwiek inne kluby z Polski były zainteresowane moją osobą. A wracając jeszcze do Polpaku - ten zespół przecież i tak nie będzie rywalizował w przyszłym sezonie, więc nie ma sensu teraz o tym rozmawiać…
Widzę, że słyszał pan o sytuacji swojego byłego klubu. Wobec tego - jak skomentowałby pan całą sytuację?
- To jakieś szaleństwo. To jakaś fatalna pomyłka i zła decyzja. Jak to jest, że zespół, który osiąga tak wiele w zeszłym sezonie, w następnym nie ma go w ogóle na koszykarskiej mapie? Jak to jest, że przekreśla się cały przeszły wysiłek? To jest szalone!
Pański kolega z poprzedniej drużyny, Marko Brkić, stwierdził jednak, iż skoro prezes Medeński finansował koszykówkę - miał prawo wycofać zespół z rozgrywek?
- Tak, jasne. Miał prawo do tego. A teraz fani w Świeciu nie mają zespołu koszykarskiego… Zresztą, teraz to już trudno. Sprawa została zakończona i nie ma co do tego wracać.
Jak będzie pan wspominał okres spędzony w świeckiej drużynie? Czy czwarte miejsce jest sukcesem?
- To był bardzo dobry sezon dla mnie. Grałem dużo i byłem kluczową postacią ekipy. Cieszę się, że byłem częścią tamtego zespołu. Co do drugiego pytania. Czwarte miejsce to bardzo duży sukces, biorąc pod uwagę, że nie spodziewaliśmy się takiego pozycji na koniec. Dodatkowo, budżet klubu nie był aż tak duży, żebyśmy mogli spokojnie bić się o najwyższe cele. Dlatego więc, czwarte miejsce to duży sukces.
Trzecie miejsce i brązowy medal był jednak bardzo blisko…
- Mówi się trudno. Szczególnie szkoda, bo w meczu numer trzy przeciwko Śląskowi grałem bardzo mało (koszykarz złapał pięć fauli po zaledwie dwunastu minutach gry - przyp. M.F.). Myślę, że gdybym grał cały mecz tak jak zawsze, nasze szanse na odniesienie zwycięstwa byłyby zdecydowanie większe.
Chciałbym jeszcze zapytać o dwa wydarzenia z poprzedniego sezonu. Pierwsze - szósty mecz półfinałów przeciwko Prokomowi. Sopocki zespół wygrał dzięki Filipowi Dylewiczowi, który zdobył dwa punkty. Jednakże, asystujący Mustafa Shakur stał za linią końcową boiska, więc punkty nie powinny być zaliczone. Jak pan to skomentuje?
- To było straszne. Wszyscy widzieli tamtą sytuację i wiedzieli, że zostaliśmy oszukani. Mimo to, nikt nic nie zrobił. Prokom posiada największe pieniądze w lidze, więc dlatego sędziowie nie zagwizdali błędu na naszą korzyść.
Mimo oczywistego błędu, pańskie słowa wydają się być dość mocne…
- Nie boję się niczego. Kogo miałbym się bać? Wszyscy wiedzą jaka jest prawda a moje słowa nie są wcale mocne. Każdy wie jak było i każdy wie, że Prokom ma największy budżet w lidze. Wszyscy tak myślą, ale nie każdy ma odwagę powiedzieć to otwarcie.
Drugie wydarzenie - po piątym meczu ćwierćfinałów, kiedy pański zespół pokonał Anwil we Włocławku i wszedł do drugiej fazy play-off, pan i Eric Hicks zdjęliście swoje koszulki, po czym wskazując na wasze nazwiska, demonstracyjnie udaliście się w kierunku włocławskich fanów. Czemu służyć miał ten gest?
- Tak naprawdę - niczemu. To było spontaniczne, po prostu byliśmy bardzo szczęśliwi ze zwycięstwa. Nie musieliśmy niczego udowadniać nikomu, po prostu wtedy pokazaliśmy, że jesteśmy lepszym zespołem. Ponadto, kiedy Anwil pokonał nas w pierwszych dwóch meczach, ich fani prowokowali nas. Wtedy jednak nic nie zrobiliśmy.
Rozumiem, zmieńmy więc nieco temat. Jak przebiega pańska aklimatyzacja na Ukrainie?
- Wszystko idzie w dobrym kierunku. Na nic nie mogę narzekać, wszystko jest zorganizowane. Mamy dobry zespół.
Dobry zespół, lecz jest pan jedynym Amerykaninem. Nie przeszkadza to panu?
- Może trochę. Rzeczywiście, zawsze jest lepiej, kiedy w ekipie można trafić na swojego rodaka. Z tego co wiem jednak, działacze planują pozyskać jeszcze drugiego Amerykanina, więc myślę, że wszystko będzie w porządku.
W zespole jest ponadto miejsce dla trzech Ukraińców, dwóch Serbów, dwóch Polaków oraz Bośniaka. Będzie pan liderem tego międzynarodowego towarzystwa?
- Na pewno! Nie ma innej opcji! Moją rolą będzie zdobywanie punktów, a także asystowanie i prowadzenie gry. Oczywiście, będę występował w pierwszej piątce.
A co, jeśli trener postanowi, że będzie pan wchodził z ławki rezerwowych, bo tak będzie lepiej dla całego zespołu?
- Trener wie jaki prezentuję poziom, wie na co mnie stać. Dlatego też ściągnął mnie do swojej ekipy. Myślę, że nie będzie takiej sytuacji.
Jest pan bardzo pewny siebie. Pamiętam wywiad dla jednej z gazet w Polsce, w którym przyznał pan, iż jest najlepszym graczem całej ligi polskiej.
- A nie powinienem być? Jeśli gram dobrze, chyba wolno mi mówić takie rzeczy?
To jednak dość odważne stwierdzenie, biorąc pod uwagę np. Davida Logana, byłego zawodnika Turowa, który został MVP sezonu regularnego poprzednich rozgrywek.
- Zgadza się, ale Logan był po prostu w lepszym klubie! Dlatego notował tak dobre występy. Ponadto, Logan mógł w ofensywie robić wszystko, stąd rzucał tyle punktów. Faktem jest jednak, iż nie miał więcej asyst niż ja, nie miał więcej zbiórek niż ja. Nawet jego średni wskaźnik evaluation był mniejszy od mojego! To znaczy, że ja jestem lepszym koszykarzem. Prawda czy fałsz?
Poniekąd prawda. Ale czy naprawdę statystyki mówią wszystko o tym, kto jest lepszy, a kto gorszy?
- Nie mówią wszystkiego, ale jednak mówią dużo. Na pewno to, jakim jesteś typem koszykarza. Nie możesz więc stwierdzić, że Logan jest lepszy ode mnie!
Jest pan niskim koszykarzem, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, iż gra pan jako rozgrywający. Muggsy Bogues, były gracz NBA, który mierzy tylko 165 cm powiedział kiedyś, że niscy zawodnicy muszą być bardzo pewni siebie, jeśli chcą osiągnąć sukces. Zgodzi się pan z tym?
- Zgadzam się w stu procentach. Gdybym nie był pewny siebie, pewnie nigdy nie byłbym takim koszykarzem, jakim jestem teraz. Ze względu na mój wzrostu, zawsze musiałem bić się o swoje.
Czy pański wzrost mógł mieć wpływ na dotychczasową karierę? Może gdyby był pan wyższy, grałby w mocniejszych ligach?
- Może trochę… Jestem pewien, że gdybym był wyższy, byłbym teraz w NBA. Ale może wtedy nie byłbym takim koszykarzem, jakim teraz jestem? Dobrze mi z moim wzrostem i nie jest to dla mnie żaden problem.
Pogdybajmy jeszcze. Mamy rok 2018, minęło dziesięć lat. Gdzie możemy odnaleźć Bobby’ego Dixona? Kim jest? Co robi?
- Uff, ciężkie pytanie. Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że będę wtedy doświadczonym zawodnikiem, który ma na koncie kilka mistrzostw, ale trudno powiedzieć. Chcę się wspinać coraz wyżej i wyżej. Głównym celem dla mnie jest w gra w Eurolidze i udowodnienie swojego talentu w tych rozgrywkach. Tak naprawdę jednak, będę grał tam, gdzie będą mnie chcieć, nie ma znaczenia co to za kraj czy liga.
Czyli nie można wykluczyć pańskiego powrotu do Polski?
- Nie, oczywiście nie wykluczam powrotu do Polski. Może kiedyś zagram jeszcze w waszym kraju, kto wie…