Piotr Dobrowolski: Co przyczyniło się do waszej wygranej w Radomiu?
Ty Walker: Po prostu graliśmy twardo, byliśmy skoncentrowani na tym, co robimy. Stanowiliśmy zespół. Oczywiście nie mamy już szans na awans do fazy play-off, ale we wszystkich meczach staramy się grać jak najlepiej i je wygrywać.
Grzegorz Arabas na stanowisku pierwszego trenera zastąpił Mariusza Karola, przebywającego na zwolnieniu lekarskim. Jakie różnice dostrzegasz pomiędzy nimi?
- Nowy szkoleniowiec słucha zawodników. Lepiej się z nami rozumie, sam jest przecież koszykarzem. Słucha naszych ewentualnych sugestii i stara się je wdrożyć na boisku, do naszej gry. Mariusz Karol nie jest złym trenerem. Grzegorz jest naszym kolegą z parkietu. Nie ma jeszcze doświadczenia, ale te relacje z boiska na pewno dobrze na nas w tej sytuacji wpływają. Trener Karol nigdy nie był profesjonalnym zawodnikiem i to jest duża różnica. Nie patrzy na nasze poczynania z takiej perspektywy, z jakiej robi to Grzegorz.
Istotną rolę odgrywa fakt, że Grzegorz Arabas jest koszykarzem...
- Zdecydowanie. Posiada doświadczenie, wyniesione z parkietu. Na pewno jest to nieocenione, ma ogromne znaczenie.
Jesteś w Polsce trzy miesiące. Podoba ci się TBL?
- Nie można narzekać. To dobra liga, grają tutaj naprawdę ciekawi zawodnicy, prezentujący wysoki poziom, jak Nic Wise czy Walter Hodge ze Stelmetu, największa gwiazda tych rozgrywek, najlepszy koszykarz tego sezonu.
Dobrze czujesz się w Kotwicy?
- Bardzo dobrze. Uwielbiam swoich kolegów z drużyny. Jestem w tym zespole niezbyt długo, ponieważ przyszedłem w połowie sezonu. Szybko znaleźliśmy jednak wspólny język, w składzie jest wielu Amerykanów.
Obecność twoich rodaków pomaga?
- Nie ma nawet dyskusji. Jest to dużo bardziej komfortowa sytuacja niż w Chinach, gdzie grałem w poprzednim sezonie i byłem jedynym Amerykaninem w składzie drużyny. Jest nam wszystkim dużo raźniej, czujemy się lepiej i pewniej zarówno w gronie swoim, jak i zespołu.
Myślałeś już o tym, gdzie będziesz występował w przyszłych rozgrywkach?
- Po sezonie przyjdzie okres roztrenowania. Wracam do Stanów Zjednoczonych, gdzie z drużyną Indiany Pacers będę przygotowywał się do rozgrywek ligi letniej i do przyszłego sezonu. Nie zastanawiałem się jeszcze nad tym, co potem. Na pewno nie będę próżnował w okresie wakacyjnym.
Można w ogóle porównywać NBA i polską ekstraklasę, wskażesz jakieś różnice?
- W Polsce trzeba bardziej podporządkować się taktyce. Przygotowuje się zagrywki, akcje są wyreżyserowane. W NBA więcej myśli się o samej grze, o jej widowiskowości. Zawodnicy dostają więcej wolności na boisku. Wiąże się to oczywiście z większą odpowiedzialnością za zagrania.
Dlaczego zabraknie was w najważniejszej części sezonu?
- Przede wszystkim przez nasz słaby bilans. Wygraliśmy zaledwie dziewięć razy, ponieśliśmy dwadzieścia dwie porażki. Ciężko przy takich wynikach myśleć nawet o awansie do fazy play-off. To jest główny powód. Jeżeli gralibyśmy przez cały sezon tak, jak w tych trzech ostatnich, zwycięskich spotkaniach, byłoby dużo lepiej. Jeśli taką formę zaprezentujemy w całych przyszłorocznych rozgrywkach, wtedy powinniśmy awansować do play-offów.
Nie udało wam się pokonać Jeziora...
- Przed tym meczem mówiłem, że musimy być tak agresywni w obronie, jak w spotkaniu z Rosą w Radomiu. Ważne było również to, aby kontrolować zbiórki, walkę na obu tablicach. Jezioro spisało się jednak lepiej w tym elemencie, zagrało dobrze w trzeciej i czwartej kwarcie, dlatego zwyciężyło.