Jeziorowcy rzutem na taśmę awansowali do play off, lecz najważniejszą część sezonu rozpoczęli od porażki. W pierwszym spotkaniu przeciwko San Antonio Spurs nie mieli wiele do powiedzenia, mimo że do ich składu wrócił kontuzjowany ostatnio Steve Nash.
Gospodarze, mimo że rzucali na słabej skuteczności z gry (37,6 proc.), mieli więcej atutów od Lakers, którzy bez Kobe Bryanta tracą co najmniej 50 proc. swojej wartości. W ekipie gospodarzy na wysokości zadania stanęli liderzy (Parker, Duncan, Ginobili), którzy uzbierali w sumie 53 punkty.
"Gino" w końcówce trzeciej kwarty dwukrotnie celnie przymierzył za trzy punkty, dzięki czemu Spurs odskoczyli nawet na 13 oczek (70:57). Przewaga ta okazała się już nie do odrobienia dla przyjezdnych.
W szeregach gości wyróżnili się podkoszowi, którzy zanotowali double-double - Dwight Howard do 20 punktów dołożył 15 zbiórek, z kolei Pau Gasol miał po 16 punktów i zbiórek, a także sześć asyst. Zawiódł Metta World Peace (2/9 z gry), na bakier ze skutecznością był także Nash (6/15).
Warto podkreślić, że ławka Spurs zdobyła 40 punktów, podczas gdy zmiennicy Lakers ledwo 10.
Mecz numer dwa w środę, ponownie w San Antonio.
San Antonio Spurs - Los Angeles Lakers 91:79 (24:15, 21:22, 25:20, 21:22)
(T. Parker 18, M. Ginobili 18, T. Duncan 17 - D. Howard 20, P. Gasol 16, S. Blake 12)
Stan rywalizacji: 1:0 dla Spurs