Piotr Dobrowolski: Trochę się zmieniło w radomskiej hali, kiedy ostatni raz pan tu był...
Piotr Ignatowicz: Kosze są inne, parkiet również. Ławki rezerwowych i stolik sędziowski znajdują się po drugiej stronie. Trochę więc się zmieniło pod tym względem.
Jakie odczucia towarzyszyły panu w niedzielne popołudnie?
- Fajnie znowu tutaj być, ale powiem szczerze, że niby znam tę halę, ale czułem się trochę obco. Inaczej wygląda to pod względem budowy wnętrza, ale i poziom rozgrywek jest inny. Organizacja jest lepsza, na wyższym poziomie, podobnie jest z meczami.
Dobrze pracuje się z trenerem Sretenoviciem?
- Jest to na pewno nowe doświadczenie dla mnie. Wiadomo, że praca w Radomiu była moją pierwszą jako trenera, nie zawsze wszystko się udawało, bo popełniałem błędy, na początku było ich więcej.
Serbski szkoleniowiec z pewnością pomaga swoim doświadczeniem...
- Tak, ponieważ w przeszłości pracował w wielu klubach, był świetnym zawodnikiem na swojej pozycji, jednym z najlepszych w Europie. Praca z takim trenerem uczy i dużo daje, ponieważ chcę się rozwijać, to jest dla mnie najważniejsze.
Dostrzega pan dużo różnic pomiędzy pierwszą ligą a TBL?
- Samo bycie w ekstraklasie, sposób przygotowania do meczów i sama praca też jest inna. Jest inaczej niż w czasach, kiedy ja grałem w ekstraklasie. Wszystko poszło do przodu, gra jest szybsza, przygotowanie do spotkań o wiele lepsze.
Wygląda to o wiele inaczej niż w czasach, kiedy pracował pan w Radomiu...
- Nie jest tak samo jak wtedy, kiedy awansowaliśmy z Rosą z drugiej ligi do pierwszej i od razu w debiutanckim sezonie byliśmy w czołówce pierwszej ligi. Teraz jest troszeczkę inaczej. Zawsze mówiłem, że między drugą ligą a pierwszą ta różnica nie jest tak duża, jak między pierwszą a ekstraklasą. Sam poziom organizacyjny, przygotowania do zawodów, samej otoczki jest na o wiele wyższym poziomie.
Zostanie pan w Koszalinie na przyszły sezon?
- Chciałbym bardzo, ale nie jest to do końca ode mnie zależne. Gramy cały czas sezon, w najbliższy weekend rozpoczynamy play-offy, i od tego, jak w nich wypadniemy, będzie dużo zależeć. Zobaczymy, jak będą wyglądały rozmowy.
Myślał pan o tym, co w dalszej perspektywie, nie tylko najbliższego roku?
- Chciałbym pracować w ekstraklasie, przynajmniej na stanowisku asystenta. Ciężko byłoby już teraz pełnić obowiązki pierwszego trenera, ale nie ukrywam, że kiedyś chciałbym takie stanowisko zajmować. Cieszę się, że mogę pracować w ekstraklasie, uczyć się, podpatrywać najlepszych w naszym kraju.
Jak oceniłby pan debiutancki sezon w wykonaniu Rosy?
- Dobrze. Osiągnęli to, co sobie założyli. Rosa, jako młody klub, kilka razy zapłaciła tzw. "frycowe". Zawsze tak jest, że gdy nawet w składzie znajdują się zawodnicy z doświadczeniem, to trzeba to wszystko poskładać, znajdą się jakieś porażki po drodze, tak jak Rosie w samych końcówkach kilku meczów. Wypadła dobrze, osiągnęła cel, zajęła zakładane dziesiąte miejsce. Znając ambicje właścicieli klubu i ludzi związanych z radomską koszykówką, będą chcieli budować to dalej i rozwijać. Zalążek dobrej roboty został wykonany.