Stephen Curry pierwszy mecz drugiej rundy play-off przeciwko San Antonio Spurs, jeśli chodzi o indywidualne osiągnięcia, na pewno może zaliczyć do udanych. Choć starcie trwało aż 58 minut, to 25-letni zawodnik odpoczywał zaledwie cztery sekundy. W tym czasie udało mu się zanotować 44 punkty (18/35 z gry), 11 asyst i 4 zbiórki. Końcówka należała jednak nie do niego, lecz do Manu Ginobiliego. - Będę myślał o tej ostatniej akcji. Żałuję, że nie było mi dane odpowiedzieć. Zawsze chce się mieć tę możliwość - stwierdził lider Golden State Warriors.
Rozgrywający "Wojowników" zdaje sobie sprawę, że serię przeciwko ekipie z San Antonio może być jego drużynie niezwykle ciężko rozstrzygnąć na swoją korzyść. - Wiem przeciw komu gram. Jestem fanem koszykówki odkąd mój tata w nią grał. Spurs byli wówczas mistrzami. To nie jest tak, że nie mam wiary w zwycięstwo, lecz granie przeciwko nim jest zupełnie inne. To trochę nierealne - przyznał playmaker drużyny z Golden State.
Mierzący 191 cm gracz jest bardzo zdeterminowany, by w każdym następnym spotkaniu tej serii pokazać się z jak najlepszej strony. - Jesteśmy młodymi chłopakami chcącymi zapracować na dobrą opinię, a faza play-off to do tego najlepsza okazja. Jednak nawet jeśli przegramy tę serię do zera, to i tak będziemy mogli uznać ten rok za udany - dodał na koniec Curry.