Heat i Spurs objęli prowadzenie

Miami Heat po zaciętym spotkaniu zdołali ograć Chicago Bulls, a San Antonio Spurs prowadzeni przez Tony'ego Parkera pokonali Golden State Warriors.

Patryk Pankowiak
Patryk Pankowiak

Koszykarze Miami Heat po wpadce w meczu otwarcia, dwa kolejne ułożyli już pod swoje dyktando. Zdziesiątkowani Bulls dzielnie bronili United Center, ale w końcowych fragmentach na wysokości zadania stanął LeBron James. Na parkiecie cały czas iskrzyło, a za odepchnięcie lidera Heat z boiska wyleciał Nazr Mohammed. Podopieczni Erika Spoelstry triumfowali ostatecznie 104:94 i objęli prowadzenie w serii do czterech zwycięstw.

MVP ubiegłego sezonu zasadniczego trafił tym razem tylko 6 z 17 rzutów, ale zaaplikował rywalom również 11 rzutów wolnych, co w sumie dało mu 25 punktów, 8 zbiórek i 7 asyst.

Żar do zwycięstwa poprowadził również Chris Bosh, który dominował pod tablicami notując przy tym 20 "oczek" i aż 19 zbiórek. Ważną cegiełkę do drugiej wygranej z rzędu dołożył jeszcze Norris Cole (18 punktów).

-Nie można wygrać mistrzostwa będąc czystym i lśniącym. Tutaj też się ubrudzić, trzeba nurkować po parkiecie i robić rzeczy bardzo trudne - mówił po meczu Bosh.

Tom Thibodeau ponownie dysygnował do gry zaledwie ośmiu graczy, a jednym z najlepszych po stronie Byków okazał się Carlos Boozer, autor 21 punktów. 4 z 9 rzutów za 3 trafił natomiast Włoch - Marco Belinelli, a 17 "oczek", 6 zbiórek i 7 asyst zdobył Nate Robinson. Kolejne spotkanie obu ekip odbędzie się w najbliższy poniedziałek, ponownie w United Center.

Chicago Bulls - Miami Heat 94:104 (25:25, 25:27, 20:18, 24:34)

Bulls: Boozer 21, Butler 17, Robinson 17, Belinelli 16.
Heat: James 25, Bosh 20, Cole 18.

Stan rywalizacji: 2:1 dla Heat.

***

Tony Parker zdobył 32 punkty i rozdał 5 asyst, a San Antonio Spurs ograli Golden State Warriors i odrobili przewagę parkietu. Przyjezdni prowadzenie objęli już w pierwszych 12 minutach, ale gospodarze nie dawali za wygraną i na początku czwartej kwarty zdołali nawet doprowadzić do stanu 78:79.

Spurs po dwóch trójkach odżegnali jednak chwilowe niebezpieczeństwo i utrzymali dziesięć punktów przewagi do ostatniej syreny. Przyczyną porażki Wojowników była z pewnością słaba, zaledwie 39. procentowa skuteczność. Tylko 5 z 17 oddanych prób umieścił w koszu Stephen Curry, a 7 z 20 Klay Thompson.

Mecz numer cztery obędzie się już w niedzielę, o godzinie 21:30 polskiego czasu.

Golden State Warriors - San Antonio Spurs 92:102 (23:32, 25:25, 21:22, 23:23)

Warriors: Thompson 17, Curry 16, Landry 14.
Spurs: Parker 32, Duncan 23, Leonard 15.

Stan rywalizacji: 2:1 dla Spurs.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×