Oklahoma City Thunder prowadziła na parkiecie w Memphis różnicą nawet 17 punktów, lecz nie potrafiła dowieźć korzystnego rezultatu do końcowej syreny. Niedźwiadki po raz kolejny pokazały charakter i siłę swojego zespołu, w którym każdy wnosi cegiełkę do ostatecznego sukcesu.
W dogrywce najważniejsze punkty w meczu zdobył Marc Gasol, bohater gospodarzy. Hiszpan, który niespodziewanie znalazł się dopiero w drugiej piątce Defensorów Roku, zdobył 23 punkty, miał 11 zbiórek i aż sześć bloków. Drugim bohaterem dogrywki był Tony Allen, który w kapitalny sposób przechwycił piłkę po złym podaniu Dereka Fishera i postawił kropkę nad "i".
Oprócz Gasola świetnie w ofensywie spisali się także Mike Conley, autor 24 punktów oraz Zach Randolph, który do 23 punktów dołożył 12 zbiórek.
W ekipie Grzmotu 27 oczek zgromadził Kevin Durant, lecz w dogrywce nie trafił żadnego z pięciu rzutów!
Grizzlies mają bilans 5-0 we własnej hali w play off i są o krok od historycznego awansu do finału konferencji. Zespół, który w NBA występuje od 1995 roku, jeszcze nigdy nie grał w finale Zachodu.
Mecz numer pięć w środę w Oklahomie.
Memphis Grizzlies - Oklahoma City Thunder 103:97 (18:29, 30:27, 28:20, 18:18, 9:3)
(M. Conley 24, M. Gasol 23, Z. Randolph 23 - K. Durant 27, K. Martin 18, S. Ibaka 17)
Stan rywalizacji: 3:1 dla Grizzlies
Mało kto już chyba pamięta, że Byki sensacyjnie pokonały Żar na otwarcie półfinału na Wschodzie. Podopieczni Toma Thibodeau grali wówczas kapitalną koszykówkę, której w kolejnych spotkaniach już nie powtórzyli. W poniedziałek mistrz po raz kolejny okazał się zdecydowanie lepszy od Bulls i pewnie wygrał różnicą 23 punktów.
O mały włos Heat nie ustanowiliby rekordu w najmniejszej liczbie punktów rzuconych im przez rywala w play off. Zabrakło tylko dwóch oczek. Nie mogło być jednak inaczej skoro gospodarze trafiali na katastrofalnej, 25,7 proc. skuteczności, a lider zespołu Nate Robinson miał 0/12 z gry! 65 punktów to także najgorszy ofensywny wynik Bulls w historii play off
Żar do przerwy prowadził różnicą 11 punktów, a kropkę nad "i" postawił w trzeciej kwarcie, kiedy miejscowi zdobyli ledwo dziewięć oczek. LeBron James okazał się najlepszym graczem spotkania, notując 27 punktów, osiem asyst i siedem zbiórek.
- Oni są w trudnej sytuacji. Z powodu kontuzji i chorób nie mogą grać pełnym składem, chociaż w pierwszej rundzie pokonali silny zespół z Brooklynu. To jednak nie nasz problem w tym momencie - powiedział James.
Mecz numer pięć w środę w Miami.
Chicago Bulls - Miami Heat 65:88 (15:21, 18:23, 9:17, 23:27)
(C. Boozer 14, J. Butler 12, R. Hamilton 11 - L. James 27, C. Bosh 14, C. Andersen 9)
Stan rywalizacji: 3:1 dla Heat