Po sobotniej nocy w NBA wszystko stało się już jasne. New York Knicks, pomimo dużych ambicji nie zdołali zdobyć Bankers Life Fieldhouse i zakończyli posezonowe zmagania już na etapie ćwierćfinałów. Przyjezdnych nie zdołał uratować nawet Carmelo Anthony, który dwoił się i troił, zdobył w sumie 39 punktów (15/29 z gry), ale zawiódł w decydujących momentach czwartej kwarty.
Na wysokości zadania nie stanęli również JR Smith i Raymond Felton. Obaj zagrali bardzo przeciętnie, a rozgrywający spudłował wszystkie siedem oddanych rzutów.
Pacers przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść w samej końcówce sobotniego spotkania, a duża w tym zasługa Lance'a Stephensona. Rodowity nowojorczyk popisywał się efektownymi i efektywnymi akcjami, wyprowadzając swój zespół na kilka punktów przewagi. Obwodowy skompletował tej nocy imponujące 25 "oczek" i 10 zbiórek, a 21 punktów i 12 zebranych piłek dorzucił Roy Hibbert.
-To jest niewiarygodne. Lance nie ma w ogóle doświadczenia w posezonowych rozgrywkach, ale posiada za to jeden z najlepszych instynktów w koszykówce jaki kiedykolwiek widziałem... to dziecko ma po prostu dużo odwagi - chwalił świetnie grającego Stephensona, Frank Vogel, trener drużyny z Indianapolis.
Indiana Pacers ograła ostatecznie Knicks 4:2 i w finale Konferencji Wschodniej zmierzy się z ubiegłorocznymi mistrzami - Miami Heat.
Indiana Pacers - New York Knicks 106:99 (29:27, 26:20, 26:34, 25:18)
Pacers: Stephenson 25, George 23, Hibbert 21.
Knicks: Anthony 39, Shumpert 19, Smith 15.
Stan rywalizacji: 4:2 dla Pacers.