Kuba Patykowski: Jak to się stało, że trafił pan do Polkowic, bo z pewnością nie brakowało innych atrakcyjnych propozycji?
Krzysztof Koziorowicz: Były różne dywagacje, ale po zakończeniu sezonu zdecydowałem się na przejście do Polkowic. Wiedziałem, że to stabilny i dobrze zorganizowany klub, w którym jest parę ciekawych zawodniczek. Interesująca jest perspektywa budowy nowego zespołu w kontekście dobrego grania na poziomie ligowym, a potem może coś więcej...
Jak dużym problemem w dobrym graniu może być fakt, że i pan, i czołowe zawodniczki dołączyły do zespołu niecały tydzień przed startem ligi?
- Zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Na pewno nie jest to ułatwienie i nie ma co do tego wątpliwości, bo kadrowiczki i Amerykanki dołączyły na kilka dni przed pierwszym meczem. Trzeba będzie w miarę możliwości trochę czasu poświęcić, niezależnie od tego jakimi umiejętnościami dysponują Robbins i Carter. Ja jednak jestem optymistą i myślę, że w krótkim czasie ten zespół będzie dobrze funkcjonował.
Na co, pana zdaniem, stać będzie CCC w nadchodzącym sezonie?
- Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Jest sporo drużyn, które chcą się bić o miejsce w play-off. Widać wyraźnie jak rośnie siła polskich zespołów, choćby z Torunia, Rybnika, Gorzowa. Nie wspominam o drużynach, które decydują o obliczu polskiej ligi – Lotosie i Wiśle. Będziemy się przyglądać i sporo się wyjaśni, gdy liga się zacznie. Wszystko wyjdzie w praniu.
Trwają poszukiwania centra do zespołu. Kiedy można spodziewać się jakiś konkretów?
- Jest kilka postaci, którymi jesteśmy zainteresowani. To jest kwestia, w różnych przypadkach, od tygodnia, do dwóch, trzech co najwyżej. Na pewno początek ligi zagramy takim składem, jaki mamy teraz i trudno mi powiedzieć w jak odległym czasie przybędzie do nas dodatkowa koszykarka. Mogę powiedzieć, że stanie się to niebawem.
Jak skomentuje pan dotychczasowe transfery?
- Wiem z turnieju jeleniogórskiego, że z dobrej strony pokazała się Jillian Robbins. We wtorek przyjechała do nas Carter. Do tej pory były jednak tylko turnieje, mecze towarzyskie. Ja będę mógł ocenić zawodniczki w ważnych momentach, czyli meczach ligowych. To da jednoznaczną odpowiedź, bo wtedy będzie widać kto jest kto. Jedne zawodniczki stres niesie, drugie blokuje. Dopiero wówczas będziemy mieli jasność.
Budując skład postawił pan na polskie zawodniczki obwodowe. Jak zda to egzamin w starciach np. z Perkins z Rybnika, czy znaną panu Beard z Lotosu?
- Trudno jednoznacznie powiedzieć. Wierzę w to, że Agata Gajda, która nabrała sporo doświadczenia, choćby przez ten prawie trzymiesięczny pobyt z kadrą, będzie w stanie rywalizować z najlepszymi rozgrywającymi ligi. Ania Pietrzak zawsze była zdolną dziewczyną, miała przerwę w grze, ale trzeba dać jej szansę. Mamy m.in. Małaszewską i Mieloszyńską. Jest też Bednarczyk, Jeziorna, Gajewska czy choćby Paździerska. Dziewczyn jest sporo i trudno mi w tej chwili powiedzieć na ile każdą będzie stać. Każda z nich dostanie swoje pięć minut i każda powinna je wykorzystać. W kontekście budowania zespołu ważne jest, by zawodniczki same brały odpowiedzialność na siebie. W tym momencie odpowiedź będzie jasna. Jeśli spowodujemy, że jedna czy dwie zagraniczne koszykarki będą decydowały o obliczu zespołu, to nigdy nie będę miał odpowiedzi czy Polki tylko uzupełniają, czy potrafią decydować w najważniejszych momentach.
W jednym z wywiadów zapowiedział pan szybką i atrakcyjną dla oka koszykówkę. Jednak frekwencja na ostatnich meczach poprzedniego sezonu pokazała, że kibiców w Polkowicach interesuje wyłącznie walka o najwyższe cele, bo na meczach o piąte miejsce hala świeciła pustkami. Czy myśli pan, że atrakcyjna gra, pomimo wszystko, przyciągnie kibiców na halę?
- Kibice chcieliby, aby zespół walczył o jak najwyższe cele i ja również. Na pewno w tym sezonie nie będzie to takie proste. To nie ulega wątpliwości. Natomiast trudno w tej chwili jednoznacznie odpowiedzieć. Dopiero liga się zacznie i po kilku spotkaniach poznamy jaka jest rzeczywista siła zespołów. Kibice na pewno docenią to, że zespół gra na 120 proc. i wykonuje swoją pracę porządnie, a kibica i swoją pracę traktuje bardzo poważnie. Jeśli tak się stanie, to ja wierzę, że w niedługim czasie ten zespół po prostu będzie grał dobrze, bo nie będzie miał innej możliwości.
Jak ocenia pan zmianę w przepisach dotyczącą ilości Polek na parkiecie?
- Bardzo mi na tym zależy, bo przecież jestem także trenerem kadry, aby ta ilość przełożyła się na jakość.
Czy sądzi pan, że Lotosowi w tym roku uda się przełamać hegemonię Wisły?
- Jestem przekonany, że oba te zespoły ponownie spotkają się w finale. I znowu będzie to wyrównana rywalizacja, która skończy się w sześciu, siedmiu spotkaniach.