San Antonio Spurs zagrają w wielkim finale po raz pierwszy od 2007 roku. Wówczas 4:0 ograli Cleveland Cavaliers i sięgnęli po czwarty tytuł w klubowej historii. Wszystkie trofea ostrogi wywalczyły za kadencji Gregga Popovicha, który prowadzi zespół z Teksasu od 1996 roku. Warto podkreślić, że Spurs grali w finałach cztery razy i zawsze wygrywali.
- Rok temu obiecałem Timowi (Duncanowi), że wrócimy do wielkiego finału i spróbujemy po raz kolejny zdobyć tytuł. Ja daję z siebie wszystko każdego dnia i jestem agresywny na parkiecie od początku meczu. Myślę, że każdy z nas chce tego i wykonaliśmy już ważny krok w tym kierunku. Przed nami ostatni, najtrudniejszy - powiedział Tony Parker.
Francuski rozgrywający okazał się bohaterem czwartego spotkania. Zdobył 37 punktów przy zaledwie 21 rzutach z gry. Spurs już w pierwszej kwarcie wypracowali sobie 10-punktową przewagę, którą kontrolowali do ostatniej syreny.
Goście zneutralizowali największą broń Niedźwiadków, czyli punkty z pomalowanego. Grizzlies zdobyli ich z pola trzech sekund tylko 32, podczas gdy Spurs aż 52. Wszystko to dzięki kolektywnej, mądrej grze doświadczonych graczy z Teksasu.
15 punktów dla Spurs dorzucił Tim Duncan, a cztery mniej miał Kawhi Leonard. Co ciekawe, dla Duncana, Parkera i Manu Ginobiliego będą to już czwarte wspólne finały NBA.
- My tu jeszcze wrócimy - powiedział po meczu Mike Conley, jeden z liderów Memphis Grizzlies, którzy okazali się największym zaskoczeniem tegorocznych play off.
22 punkty dla przegranych zdobył Quincy Pondexter.
Memphis Grizzlies - San Antonio Spurs 86:93 (14:24, 24:20, 28:28, 20:21)
(Q. Pondexter 22, M. Gasol 14, Z. Randolph 13 - T. Parker 37, T. Duncan 15, K. Leonard 11)
Stan rywalizacji: 4:0 dla Spurs