Karol Wasiek: Co dzieje się z formą PGE Turowa Zgorzelec?
Michał Chyliński: Na pewno nie zagraliśmy tych dwóch pierwszych spotkań tak, jak chcieliśmy. Nie było w planach dwóch porażek, ale tak czasami w koszykówce się po prostu dzieje. Nie pozostaje nam nic innego, jak walczyć w Zielonej Górze. Nadal wierzymy. Jedziemy tam po to, żeby wygrywać.
Co w takim razie stało w tych dwóch pierwszych meczach?
- Nie ma jednej przyczyny. Na pewno nie graliśmy takiej koszykówki, do której przyzwyczailiśmy swoich kibiców. W pierwszym spotkaniu zabrakło naprawdę niewiele - skuteczności z linii rzutów wolnych, z dystansu. Graliśmy z kolei dobrą obronę. W drugim spotkaniu nie za dużo rzeczy nam wychodziło. Nie graliśmy takiej koszykówki, której byśmy chcieli. Mamy duże pole do popisu, do poprawy, bo wiemy, że stać nas na zdecydowanie więcej.
Trudno zrozumieć, co stało się z waszą grą w drugim meczu finałowym. Prowadziliście dziesięcioma punktami, ale w mgnieniu oka straciliście całą przewagę. Potrafisz to jak wytłumaczyć?
- Jak wynik przestał nam się układać to wówczas nie potrafiliśmy znaleźć recepty na to, żeby zatrzymać Stelmet i wrócić na odpowiednie tory. Każdy się zrobił nieco nerwowy, to nie pomagało. Naszą koszykówką nie jest gra indywidualna, tylko zespołowa. To było przyczyną tego, że wkradła się w naszą grę nerwowość. Czuliśmy się trochę bezradni. Potrzebne było trochę cierpliwości, spokoju.
Trener Andrzej Adamek stwierdził, że w pierwszym meczu byliście po prostu za bardzo spięci. Zgodzisz się?
- Jesteśmy na tyle doświadczonymi zawodnikami, że potrafimy sobie radzić ze stresem, czy presją. Nadal gramy w koszykówkę, nie gramy w żaden inny sport. Nie można tutaj mówić o żadnej blokadzie psychicznej. Przed pierwszym meczem był pewien stres, bo wiadomo jakie były oczekiwania. Presja była nieco większa niż na drużynie Stelmetu, ponieważ oni grali na wyjeździe. Nikt się nie spodziewał, że wygrają dwa spotkania w Zgorzelcu.
Po tych dwóch meczach powiedziałeś ostatnio, że nie należy robić pogrzebu. Rozumiem, że wiara w waszym zespole nadal tkwi?
- Tak, oczywiście. Uważam, że jeśli oni byli w stanie wygrać dwa spotkania w Zgorzelcu to czemu my nie możemy pojechać do Zielonej Góry i również odnieść dwa zwycięstwa? Na pewno nie poddajemy się, będziemy walczyć do ostatniej minuty każdego meczu. Najważniejszy jest mecz piątkowy. Chcemy wrócić do gry. Zwycięstwo odbudowałoby nasze morale i ta rywalizacja wówczas potrwałaby dłużej.
Z perspektywy boiska - Stelmet jest taki mocny?
- Stelmet jest w świetnej formie. Grają bardzo mocno w obronie. W tym drugim meczu nie znaleźliśmy na to odpowiedzi. Postaramy się w piątek zmienić ten stan rzeczy. Chcemy pewne rzeczy zmienić, trochę zaskoczyć naszych przeciwników nieco inną grą. Mam nadzieję, że to się uda. Stelmet pokazał w tych dwóch meczach, że był po prostu lepszy.
Obrona Stelmetu kluczem do zwycięstw?
- Nie można mówić, że wszystko jest zasługą ich mocnej obrony, bo w tych meczach mieliśmy otwarte pozycje, ale brakuje nam skuteczności. Musimy nad tym popracować.
Tam jest taki jeden gracz, który zrobił wam wiele szkód w tych dwóch meczach. To Quinton Hosley.
- No tak. Quinton pokazuje, że jest dobrym zawodnikiem po obu stronach parkietu. W obronie potrafi wiele, jest go wszędzie pełno. On gdzieś tam wszędzie rękę wsadzi, z pomocy zablokuje, pomoże swoim kolegom. Musimy sobie z tym poradzić i zmniejszyć jego rolę w obronie.
Rewelacja, n Czytaj całość