To był dzień San Antonio Spurs. Miejscowi nie mogli wymarzyć sobie lepszej inauguracji przed własną publicznością. Podopieczni Gregga Popovicha wręcz zbombardowali kosz Miami Heat trafiając aż 16 trójek, a bardzo duży wkład w ten wyczyn miał młody i utalentowany Danny Green. - Cały czas staram się być aktywny w obronie, to pomaga zachować mi właściwy rytm również w ofensywie - mówił po meczu 25-letni obwodowy.
- Dostaliśmy to na co zasłużyliśmy. Spurs wpadli w niesamowity rytm już od pierwszej kwarty. Każdy trafiał z każdej pozycji, a my nie byliśmy w stanie ich upilnować - wypowiadał się na temat wtorkowego pojedynku Erik Spoelstra, szkoleniowiec Heat.
Ostrogi wygrały ostatecznie to spotkanie 113:77 i objęły prowadzenie w serii do czterech zwycięstw, ale na dziwny ból zaczął się też uskarżać Tony Parker. Lider Spurs we wtorkowym spotkaniu spędził na parkiecie zaledwie 27 minut, notując 6 punktów i 8 asyst, a doskwierający uraz uda nie został jeszcze dokładnie zdiagnozowany. - Wszystko się okaże. Jutro zrobimy prześwietlenie i mam nadzieję, że to nie będzie nic poważniejszego. Obudzę się i wszystko będzie dobrze, wierzę w to - wypowiadał się na temat swojej przypadłości doświadczony rozgrywający.
W trzecim spotkaniu finałów ze słabszej strony zaprezentował się natomiast LeBron James. Skrzydłowy zaaplikował rywalom zaledwie 7 z 21 oddanych rzutów, spędzając na placu gry blisko 40 minut. - Wiem, że muszę po prostu trafiać do kosza i zdobywać punkty - mówi czterokrotny MVP, bez którego dobrej formy Heat najprawdopodobniej nie będą w stanie uporać się z rozpędzonymi Spurs.