W Sopocie trwają prace nad skompletowaniem budżetu na kolejny sezon. W "skarbcu" ma być podobna kwota, co w poprzednim sezonie. Aczkolwiek część z tych pieniędzy ma być przeznaczona na uregulowanie zaległości za ubiegły rok. To powoduje, że w Treflu raczej nie ma co spodziewać się wielkich nazwisk wśród zawodników. Na pewno głośnym transferem jest pozyskanie Dariusa Maskoliunasa, który jest żywą legendą klubu.
Sam trener jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma co liczyć na "wielkie" nazwiska z racji ograniczeń budżetowych. Jak na razie tylko czterech zawodników ma ważne kontrakty - Adam Waczyński, Michał Michalak, David Brembly oraz Marcin Stefański. Przyszłość Piotra Dąbrowskiego jest uzależniona od decyzji Dariusa Maskoliunasa. - Nasz budżet jest ograniczony. Jak dobrze wiecie wielu z zawodników jest dla nas nieosiągalnych finansowo. Będziemy pracować nad tym, żeby ściągnąć do zespołu graczy, którzy będą chcieli u nas grać i nie będą absorbować aż tak bardzo budżetu. Może nawet jakiś Litwin przyjedzie i będzie grał w Sopocie, tak jak to było zawsze w tym klubie. Będzie to jednak zawodnik, który w Sopocie będzie dopiero na początku swojej kariery i będzie starał sobie to nazwisko wyrobić - podkreśla Darius Maskoliunas.
Jeden z dziennikarzy zapytał, czy jakiś były podopieczny Maskoliunasa może trafić do Sopotu. Chodziło o Mindaugasa Kuzminskasa. - On już na pewno u nas nie zagości, ponieważ zagra w Maladze. Myślę, że jeden Kuzminskas kosztowałby tyle, co nasz cały budżet. Na chwilę obecną będzie nam łatwiej kogoś wyciągnąć z Żalgirisu Kowno. Chciałbym widzieć takich ludzi w zespole, ponieważ Litwini mają spore umiejętności, a poza tym mają charakter do gry - dodaje Maskoliunas.
- My patrzymy wszędzie, nie zamykamy żadnych kierunków. Dużo zależy od tego, jaki będziemy mieli budżet. To jego wielkość będzie determinowała zatrudnienie poszczególnych zawodników. Na razie nie podam żadnych nazwisk - przekonuje nowy trener Trefla Sopot.