Pierwsze minuty sobotniego meczu były dość spokojne. Pierwsze punkty padły dopiero po niespełna 90 sekundach. Wtedy to jeden z trzech rzutów osobistych wykorzystał Karol Szpyrka. To był jeden z elementów, który zawiódł w Stalówce. - Bardzo słabo rzucaliśmy rzuty wolne. 52 proc. to stanowczo za mało, by myśleć o wygranej - mówił po spotkaniu szkoleniowiec Stali Leszek Kaczmarski. Kilkanaście sekund trafił Tomasz Bzdyra. Przez całą kwartę trwała walka punkt za punkt. Po niecałych 4. minutach po trafieniu Adriana Czerwonki gospodarze prowadzili 7:4. Trzydzieści sekund potem było już 7:8 dla graczy ze Śląska. Na trzy i pół przed końcem tej odsłony Stalówka wyszła na prowadzenie 13:12. Półtorej minuty potem był już 13:18 dla gości. Stalowcy jednak nie dawali za wygraną i po pierwszych dziesięciu minutach na tablicy widniał wynik 21:22.
Druga kwarta nie różniła się zbytnio od pierwszej. Nadal trwała walka punkt za punkt. Po ponad minucie gry w tej kwarcie po trafieniu za trzy Rafała Partyki Stal prowadziła 26:24. W 12. minucie na tablicy był remis po 29. Stalowcy od tego momentu lekko odskoczyli, ale to było prowadzenie na styku. Na dwie i pół minuty przed przerwą po rzucie z dystansu Mirosława Frankowskiego był remis 35:35. Ale to do Stalowców należała końcówka i na przerwę podopieczni Leszka Kaczmarskiego schodzili do szatni prowadząc 39:35.
Trzecie dziesięć minut nie różniło się niczym od pierwszej połowy. Raz na prowadzenie wychodzili gospodarze, raz goście. W 23. minucie trafił Piotr Pustelnik i BIG STAR prowadził 39:41. Trzydzieści sekund później pierwsze punkty w tej części meczu zdobyli Stalowcy za sprawą Czerwonki. W Stali nadal szwankowały rzuty osobiste. Aż czterech w tej kwarcie nie wykorzystał Adam Lisewski. Dobrą partię w tej odsłonie spotkania rozgrywał wspomniany wcześniej Pustelnik. Dzielnie wspierał go Łukasz Pacocha. Kluczowym momentem meczu były chyba dwa niecelne osobiste Lisewskiego na nieco ponad trzy minuty przed końcem tej kwarty. Stalówka stanęła a goście w ciągu dwóch minut rzucili osiem punktów i wyszli na prowadzenie 50:55. Stalowcy nie dawali za wygraną i ostatecznie po akcji 2+1 Bartłomieja Szczepaniaka na kilkanaście sekund przed końcem tej części meczu doprowadzili do stanu 57:58.
Ostatnia kwarta to już popis gry gości. - Dzisiaj zagraliśmy dobre trzy kwarty, ale nie udało się wygrać. Zawiodła gra w ofensywie - dodał trener Stali. BIG STAR w tej kwarcie trafiał wszystko co było możliwe. W 32. minucie po dwóch osobistych Pacochy było 59:64, a czterdzieści sekund potem już 60:66. I wtedy stanęła Stal. Gracze z Tych przez pięć minut rzucili 10. oczek przy ani jednym gospodarzy i zrobiło się 60:76. Stało się jasne, że goście tego meczu już nie przegrają. Ale Stalowcy nie dawali za wygrana. Gdyby jednak wykazali więcej zimnej krwi mogli pokusić się co najmniej o dogrywkę. Po trójce Michała Wołoszyna na ponad minutę do końca było tylko 68:76. Nadzieja wstąpiła w serca kibiców Stali. Sprawę szybko jednak wyjaśnił Pacocha i ostatecznie Stal przegrała na własnym parkiecie z BIG STAR-em Tychy 74:81. - Wygrać w Stalowej Woli to nie lada sztuka. Ale mamy chyba na nich patent, bo w poprzednim sezonie też tutaj wygraliśmy - cieszył się po spotkaniu Tomasz Bzdyra. Również zadowolony był szkoleniowiec gości, Tomasz Służałek: - Wygraliśmy w Stalowej Woli. Nie wiadomo, czy ktoś jeszcze tutaj wygra. Jest to mało prawdopodobne.
Stal Stalowa Wola - BIG STAR Tychy 74:81 (21:22, 18:13, 18:23: 17:23)
Stal: Partyka 17 (3x3), Ucinek 16 (2x3), Szczepaniak 12, Szpyrka 10 (1x3), Czerwonka 9, Wołoszyn 6 (2x3), Lisewski 2, Juniak 2, Sobiło 0.
BIG STAR: Pacocha 24 (2x3), Pustelnik 14 (1x3), Frankowski 13 (1x3), Kulig 10, Mielczarek 10, Bzdyra 6, Olczak 2, Zmarlak 2, Markowicz 0.
Sędziowali:: Karol Nowak, Krzysztof Tuński, Szymon Giza.
Widzów: 1000.