Karol Wasiek: Z nową drużyną przebywasz już od jakiegoś czasu. Jesteś zadowolony ze swojej decyzji?
Quinton Hosley: Jestem bardzo szczęśliwy, że jestem w Virtusie Rzym. To była naprawdę dobra decyzja z mojej strony. Na tę chwilę wszystko przebiega tak, jak chciałem, więc nie mogę na nic narzekać.
Rozpoczęliście już sezon w lidze, jak i w Pucharze Europy. Jakie są cele postawione przed tą drużyną?
- Jeśli chodzi o ligę włoską to musimy być w pierwszej ósemce po pierwszej części sezonu, tak aby zakwalifikować się do gry o Puchar Włoch. W Pucharze Europy chcemy przejść pierwszą rundę i później zobaczymy, na co dokładnie stać tę ekipę. Mamy bardzo młodą drużynę i wielu graczy nie grało nigdy w europejskich pucharach, dlatego trudno jest cokolwiek powiedzieć na ten moment.
Nie żałujesz tego, że nie grasz w Eurolidze?
- Nie. Nie lubię gdybania. Jestem w Rzymie i gramy tutaj w Pucharze Europy i dla mnie ta sytuacja jest w porządku. Nie mogę na nic narzekać. A w Eurolidze jeszcze zagram.
Włoska liga jest znacznie lepsza od polskiej?
- O tak! Zdecydowanie! Zresztą wiele osób jest takiego zdania, jak ja, że włoska liga znacznie odbiega poziomem od polskiej. Taka jest prawda, dlatego po części to także determinowało mój wybór.
Organizacyjnie klub także lepiej wygląda od tego, co widziałeś w Stelmecie?
- Uważam, że jestem tutaj nieco za krótko, żeby tę sprawę oceniać. Dajmy jeszcze trochę czasu, a wówczas ustosunkuję się do tej kwestii. Na razie jest na to za wcześnie.
Włochy to chyba także lepsze miejsce do życia dla ciebie?
- Uważam, że Polska nie była złym miejscem do życia, ale po prostu znacznie bardziej komfortowo czuję się we Włoszech. Pochodzę z wielkiego miasta i Rzym jest dla mnie świetnym miejscem do życia.
W Virtusie od niedawna jest Michał Ignerski. Rozmawiacie czasem o Polsce?
- (śmiech) Michał to naprawdę świetny gość. Bardzo lubię z nim rozmawiać. Cieszę się, że dołączył do naszego zespołu, bo to niezwykle inteligentny zawodnik, jak i człowiek. Czy rozmawialiśmy o Polsce? Nie za dużo. Więcej rozmawiamy o klubach włoskich, bo obaj w przeszłości graliśmy w tej samej drużynie.