Kibice chicagowskich Byków musieli czekać aż 18 miesięcy na powrót Derricka Rose'a do United Center. Było jednak warto, ponieważ lider Bulls okazał się bohaterem czwartkowego spotkania przeciwko New York Knicks. Mimo, że zanotował słabą skuteczność (7/23 z gry), to jednak na sześć sekund przed końcem czwartej kwarty trafił najważniejszy rzut w meczu.
- Byłem we właściwym miejscu. On po prostu trafił najważniejszy rzut w spotkaniu. Szczerze mówiąc to nie wiem czy w ogóle widział kosz - przyznał Tyson Chandler, center Knicks. Rose w ostatniej akcji nie przestraszył się mierzącego 216cm gracza i efektownym floaterem umieścił piłkę w koszu.
Rose zakończył mecz z 18 punktami, z kolei Luol Deng dołożył oczko mniej. Wśród pokonanych najlepiej spisał się Carmelo Anthony, który co prawda miał 22 punkty, lecz w ostatniej akcji meczu chybił z dystansu.
Bulls wygrali z Knicks po raz szósty z rzędu.
***
Do Los Angeles powróciły wysokie loty. Lob City w efektownym stylu pokonali Golden State Warriors, a koncertową partię rozegrał Chris Paul, który na swoim koncie zapisał 41 punkty, 15 asyst i sześć przechwytów. "CP3" nie dość, że brylował w ofensywie, to na dodatek co chwilę asystował czy to Blake'owi Griffinowi, czy DeAndre Jordanowi, którzy kończyli akcje efektownymi wsadami.
- Dzięki defensywie udało się powiększyć naszą przewagę i doprowadzić mecz do stanu, w którym go w pełni kontrolowaliśmy - powiedział Griffin, autor 23 punktów i 10 zbiórek.
Wojownikom nie pomogło nawet dziewięć trójek Stephena Curry'ego, który z 38 punktami okazał się najlepszym snajperem gości. Lider GSW w poprzednim sezonie trafił 272 trójki, co jest historycznym rekordem.
Wyniki:
Chicago Bulls - New York Knicks 82:81
(Rose 18, Deng 17, Boozer 14 - Anthony 22, Felton 13, Hardaway 10)
Los Angeles Clippers - Golden State Warriors 126:115
(Paul 42 (15 as), Griffin 23, Redick 17 - Curry 38, Lee 22, Bogut 17)