Po siedmiu wcześniejszych porażkach nastroje wśród miejscowych kibiców nie były najlepsze. Postanowili oni jednak kolejny raz wesprzeć swój zespół dopingiem. Pojedynek lepiej zaczął się dla Spójni. Asystował Marcin Stokłosa, a punktowali Łukasz Bodych i Jerzy Koszuta. Wrocławianie szybko opanowali sytuację. To oni nieznacznie prowadzili przez większość pierwszej kwarty. Spójnia jednak grała skutecznie w ataku i utrzymywała niewielką stratę punktową, choć problemy z wrocławską defensywą zaczęła mieć już pod koniec tej odsłony. Goście natomiast imponowali skutecznością. Szczególnie groźni byli w rzutach trzypunktowych. Po pierwszych dwudziestu minutach trafili 6 z 10 oddanych prób, a po końcowej syrenie ich statystyka w tym elemencie tylko nieznacznie się pogorszyła (10/19). W pierwszej kwarcie świetnie spisał się Jan Grzeliński, który zdobył 8 punktów.
Przyjezdni marsz po efektowne zwycięstwo rozpoczęli w ostatnich pięciu minutach pierwszej połowy. Wtedy zdobyli 11 punktów nie pozwalając rywalom na oddanie celnego rzutu. Spójnia nie miała pomysłu na rozegranie skutecznej akcji, a w odpowiedzi z za łuku przymierzyli Bartosz Diduszko i Rafał Niesobski. Szczególnie trafienie Diduszko mogło gospodarzom podciąć skrzydła, gdyż wpadło w ostatniej sekundzie przysługującej na rozegranie akcji.
Listopad miał być miesiącem prawdy dla stargardzkiej Spójni. Jak bolesna jest to prawda pokazała druga połowa niedzielnego meczu. Od samego jej początku swój styl narzucił beniaminek, który grał szybką i skuteczną koszykówkę. W trzeciej kwarcie gospodarze mieli jeszcze kilka przebłysków, choć na WKK to było za mało.
W czwartej kwarcie podopieczni Pawła Turkiewicza swobodnie punktowali rywali. Szansę dostali również rezerwowi, lecz nie zmieniło to obrazu gry. Spójnia zaliczyła kolejny, jeszcze dłuższy przestój, który zakończył się klęską, jakiej w Stargardzie nie oglądano od czasów ekstraklasy. Kibice już od końcówki trzeciej odsłony nie sprzyjali swoim koszykarzom. Ich kolejne nieudane zagrania kwitowano śmiechem i gwizdami. Oklaski otrzymywali natomiast rywale, którzy wykorzystali wszystkie słabości miejscowych. - Spójnia co wy robicie - i - Trener do szatni - to tylko niektóre z okrzyków, jakie dało się słyszeć z trybun w czasie meczu. Na koniec spotkania klub kibica wyjął białe chusteczki krzycząc "trener! co? osiem-zero!".
Spójnia przegrała ósmy mecz w sezonie, czym wyrównała swój rekord z przed blisko dziesięciu lat. Styl zaprezentowany przez stargardzkich koszykarzy nie rokuje nadziei na szybką poprawę. Wrocławianie natomiast po zaskakującej wygranej nad Polskim Cukrem SIDEn Toruń nabrali pewności siebie, co udowodnili odnosząc pierwsze wyjazdowe zwycięstwo i awansując na czwartą pozycję w tabeli.
Spójnia Stargard Szczeciński - WKK ProBiotics Wrocław 53:83 (18:21, 10:18, 18:22, 7:22)
Spójnia: Soczewski 10, Koszuta 8, Stokłosa 7, Pytyś 7, Ejsmont 6, Bodych 5, Kwiatkowski 3, Suliński 3, Wróblewski 3, Grudziński 1, Jurewicz-Johnson 0, Zarzeczny 0.
WKK: Ł. Diduszko 21, Grzeliński 13, Niesobski 11, B. Diduszko 9, Leńczuk 6, Wadowski 6, Kolowca 5, Szpyrka 5, Bochenkiewicz 4, Płatek 3, Trojan 0.