Swoją przygodę z Polską Amerykanin Marcus Relphorde rozpoczął od przygranicznego Zgorzelca - trafił tam, by przejść testy pod okiem Miodraga Rajkovicia. Wówczas wydawało się, że wicemistrz Polski znalazł idealne uzupełnienie wakatu na skrzydle - w końcu przed testami w PGE Turowie Amerykanin był w kręgu zainteresowań Maccabi Tel Awiw. Ostatecznie jednak kontraktu z Izraelczykami nie podpisał, tak samo jak i ze zgorzelczanami.
Bezrobotnym jednak długo nie pozostawał - w kolejce ustawił się Śląsk Wrocław, który przyglądał się Amerykaninowi przez prawie trzy tygodnie. Przyglądał się, by finalnie podjąć jednak niekorzystną decyzję dla gracza, chociaż po turnieju Kasztelana we Włocławku trener Milivoje Lazić wypowiadał się na jego temat pozytywnie. - Na chwilę obecną jestem zadowolony z Marcusa. Jest z nami od niedawna, ale zagrał poprawnie i na pewno jest bliżej pozostania w Śląsku niż rozstania - twierdził wówczas Serb, lecz ostatecznie pożegnał się ze skrzydłowym.
Tym samym Relphorde na kilka tygodni wyleciał do Stanów Zjednoczonych, a jego agent szukał mu klubu w Europie. Ostatecznie znalazł pracę w regionie, w którym koszykarz ma już pewną renomę - w Skandynawii. Nowym pracodawcą 25-latka została fińska ekipa Salon Vilpas, a w debiucie Relphorde zaliczył 14 punktów, dziewięć zbiórek oraz cztery asysty.