Przed starciem z Anwilem Włocławek, Kotwica Kołobrzeg przegrywała trzy ostatnie spotkania ligowe średnio różnicą ponad 22 punktów. W Hali Mistrzów długo nie zapowiadało się na aż tak wysokie zwycięstwo gospodarzy, ale ostatecznie Rottweilery pokonały Czarodziei z Wydm 89:63, pogarszając aktualny bilans rywali.
- Gdybym wiedział o co chodzi, zmieniłbym to. Niestety, nie mam kompletnie pojęcia dlaczego tak się dzieje. Są mecze, w których gramy poprawnie, trzymamy się blisko przeciwnika, a potem nagle kilka akcji, parę niecelnych rzutów, straty i zamiast kilku oczek przewagi do odrobienia, jest już kilkanaście, albo kilkadziesiąt - mówi Jordan Callahan.
Amerykański rozgrywający Kotwicy zanotował dobry moment w trzeciej kwarcie. Najpierw trafił dwie trójki z rzędu, a następnie udanie zakończył wejście na kosz. Po jego trafieniach, goście przegrywali "jedynie" 49:60, lecz... przez kolejnych siedem minut nie potrafili znaleźć drogi do kosza. Gdy przełamali niemoc, Anwil prowadził już 78:51. - Nie zagrałem dobrego meczu, miałem jedynie kilka minut dobrej gry. To jednak zdecydowanie za mało - komentuje 23-latek.
- Jestem niewymowny. Nie umiem się rozsądnie wypowiedzieć na ten temat. Dlaczego tak się stało? Nie wiem, naprawdę mogę tylko bezradnie rozłożyć ręce. Pozwoliliśmy Anwilowi otworzyć się na dystansie. Oni rzucali z naprawdę łatwych pozycji. Ale czy to była główna przyczyna? Nie mam pojęcia - dodaje Callahan.
Kołobrzeżanie przegrali czwarty mecz z rzędu (drugi pod trenerem Tomaszem Mrożkiem) i siódmy w sezonie. Z bilansem 2-7 i zapasem jednego punktu nad Polpharmą Starogard Gdański, zajmują przedostatnie miejsce w tabeli TBL.