Na początku listopada Jakub Karolak doznał otwartego złamania nosa. Początkowo kontuzja miała go wyeliminować z gry na kilka tygodni, ale przeciągnęła się do dwóch miesięcy. W międzyczasie zawodnik przeszedł dwie operacje rekonstrukcji nosa. Niedawno Karolak wrócił do treningów i trener Miodrag Rajković mógł wreszcie z niego skorzystać. Gracz otrzymał od serbskiego szkoleniowca dziewięć minut. Byłoby pewniej więcej, gdyby nie fakt, że zawodnik nie czuł się najlepiej w masce.
- Tragicznie mi się grało! Maska, którą miałem założoną była fatalna i brakowało mi komfortu gry. W tej masce nie widzę ani w bok, ani w dół. Nie mogę tak naprawdę nic zrobić. To była jedyna dostępna maska tak "na szybko" - podkreśla Jakub Karolak, który ostatnio na treningu znów otrzymał cios w nos. - Piłka uderzyła mnie w twarz i cała twarz zalała się krwią i ta maska tak naprawdę do niczego się nie przydała - dodaje zawodnik PGE Turowa Zgorzelec.
Zawodnik na dniach będzie miał nową maskę i to w niej ma wystąpić podczas meczu z Koszalinem. - Muszę jechać do Berlina po to, żeby zrobić odlew twarzy. Muszę mieć taką maskę, w której cokolwiek będę widział. Czuję się bardzo dobrze - zaznacza Jakub Karolak.