Drużyna ze stolicy Stanów Zjednoczonych znów przeżywa ciężkie chwile. Podopieczni Randy'ego Wittmana przegrali już trzeci kolejny mecz, a postawa większości zawodników pozostawia wiele do życzenia. Niestety tyczy się to też jedynego Polaka na parkietach najlepszej ligi świata.
Pierwsze minuty niedzielnego pojedynku Washington Wizards z Golden State Warriors rozpoczęły się jednak pod dyktando miejscowych z Verizon Center. Marcin Gortat świetnie współpracował z Johnem Wallem, ale miał również widoczne problemy w obronie. 29-latek w pierwszej odsłonie uzbierał 6 punktów, a po trójce Chrisa Singletona, gospodarze objęli najwyższe prowadzenie w meczu - 36:28.
Radość kibiców zgromadzonych w DC nie trwała jednak długo. Czym dalej w las, tym gorzej. Czarodzieje zaczęli mieć problemy z upilnowaniem strzelców przyjezdnych z Oakland, ale wszystko co najgorsze nastąpiło dopiero po przerwie. Tyczy się to również gry Polaka. Gortat zmienił Nene Hilario na 7 minut i 30 sekund przed zakończeniem drugiej kwarty, co zainicjował dwoma celnymi rzutami. I na tym pozytywy się kończą.
Zarówno łodzianin, jak i cała drużyna kompletnie przysnęła po zmianie stron. Warriors wrzucili szósty bieg i niczym bolid formuły jeden w pojedynku z maluchem, zaczęli odjeżdżać rywalom. Punktowali praktycznie wszyscy. Każdy dorzucił swoje "trzy grosze". Zespół Marka Jacksona na początku trzeciej kwarty zaliczył imponujący run 13-0, a chwilę później w tej części meczu zrobiło się nawet 30:5 dla przyjezdnych! Istna rzeźnia. - Trener powiedział, że byliśmy mdli. Po zmianie stron spaliśmy. Zagraliśmy pierwszą połowę, a w drugiej wyglądało to tak jakby nasz pies umarł czy coś w tym rodzaju - wypowiadał się na temat reakcji szkoleniowca Wizards, Bradley Beal.
Polak, który miał wyraźne problemy z upilnowaniem Andrew Boguta, zszedł z boiska po fatalnym początku trzeciej odsłony. Zastąpił go Nene, który był jednym z najjaśniejszych punktów Wizards podczas niedzielnego spotkania. Brazylijczyk zapisał na swoim koncie 14 punktów. Tyle samo uzbierał tylko John Wall, który dorzucił jeszcze 10 asyst, 3 zbiórki, 3 przechwyty i 2 straty. Polak zdobył co prawda 10 "oczek" (5/9 z gry) i zebrał 6 piłek, ale w tym przypadku statystyki nie do końca odzwierciedlają jego postawę na parkiecie. Marcinowi najwięcej problemów sprawiała defensywa, a większość punktów zdobył po perfekcyjnych dograniach kolegów.
Wojowników do końcowego triumfu poprowadził Klay Thompson. Młody obwodowy trafił 6 na 9 rzutów zza łuku, zdobywając w sumie 26 "oczek", a świetnie funkcjonował również duet Bogut - David Lee. Podkoszowi zdobyli łącznie 36 punktów i zebrali 22 piłki. Dobre wejście z ławki odnotował Harrison Barnes (13 punktów, 6 zbiórek). Golden State Warriors mogą pochwalić się w tym momencie pasem dziewięciu kolejnych zwycięstw, a z bilansem 23-13, wyprzedzili właśnie Los Angeles Clippers i Houston Rockets.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Washington Wizards - Golden State Warriors 96:112 (36:28, 22:30, 15:34, 23:20)
(Wall 14, Nene 14, Webster 11, Gortat 10 - Thompson 26, Lee 21, Bogut 15)