Bartosz Półrolniczak: Zarówno Sokół, jak i WKK ostatnio wygrywały i chyba właśnie takiego spotkania można było się spodziewać.
Maciej Klima:
Spodziewaliśmy się przede wszystkim ciężkiego meczu, bo drużyna z Wrocławia naprawdę gra bardzo twardo. Dla mnie ten mecz to już była taka wstawka play off, taki naprawdę przedsmak wielkiej walki. Spadłem za pięć fauli, ale mogło być ich równie dobrze dziesięć. Z drugiej strony koledzy z WKK nie byli nam dłużni. Dużo, naprawdę bardzo dużo walki, ale na szczęście dla nas wszystko dobrze się skończyło i passa jest podtrzymana. Rywale aż tak tego zwycięstwa nie potrzebowali jak my.
Bardzo dobrze weszliście w mecz, ale potem mieliśmy gorszy fragment i w pewnym momencie pokazaliście sporą determinację.
-
Rozmawialiśmy o tym przed spotkaniem. Tak samo było zresztą we Wrocławiu. Oni grają naprawdę bardzo ciężki i agresywny basket. Bardzo twardo kryją i są przygotowani świetnie taktycznie. W pierwszym meczu nas zniszczyli tą agresją. Wtedy wyszli na nas zmotywowani sto razy bardziej niż Sokół na nich. U siebie chcieliśmy tego uniknąć, nie chcieliśmy powtórki. Od początku mieliśmy wyjść twardo i grać z charakterem. Trzeba było pokazać, że nie będziemy oddawać pola i dawać się obijać i na szczęście udało się. Ta zaliczka z początku zawodów na pewno nam się pod koniec przydała.
No właśnie, ta pierwsza rudna nie była dla was udana, ale teraz możecie chyba optymistycznie patrzeć w przyszłość?
-
O poprzedniej rundzie już nie pamiętamy. Najważniejsze granie zaczyna się
właśnie teraz i cieszę się, że trafiliśmy z formą i wygrywamy. Jesteśmy drużyną i pokazujemy to. Przepracowaliśmy bardzo fajnie ten okres świąteczny, nie objadaliśmy się przy stole i nie leżeliśmy w łóżkach. Myślę, że to procentuje i cóż, oby tak dalej.
Przed sezonem mówiło się, że Sokół może namieszać i dopiero tak naprawdę teraz zaczynacie grać na miarę możliwości. Po tych wygranych ten spokój jest większy? Da to taki impuls by jeszcze powalczyć o wyższe miejsce w tabeli?
-
Jak najbardziej, bo nie możemy się zadowalać tym co mamy. Nie ma żadnych kalkulacji, nie patrzymy kto jest przed nami. Jest jeszcze sporo meczów. Prawdą jest jednak, że każdy punkcik trzeba ciułać i każdy jest ważny. To wszystko składa się na koniec na naszą pozycję. To daje zawsze jakąś przewagę przed play off. Inna sprawa, że gra w play off to jeszcze inny temat. Jeszcze daleko do tego. Myślimy o kolejnym rywalu.
Macie dość ciężką sytuację pod koszem i momentami widać, że to jest problem w waszej grze. Jak w tej całej sytuacji się odnajdujecie?
-
Na pewno przydałby się nam jeszcze zawodnik. Póki co robimy, co możemy. Rzeczywiście jednak, jeśli jest ktoś dodatkowy pod koszem to zawsze większy komfort grania i trenowania. Na szczęście nam ta gra wychodzi, bo nie tylko z wysokimi były problemy, ale też z faulami. Zdrowie dopisuje i nie ma żadnych urazów, bo wtedy by była sytuacja naprawdę skomplikowana. Na dzień dzisiejszy jak jest w grze trzech, to aż jeden za dużo (śmiech).
W trakcie sezonu dołączył do was Kacper Młynarski i gra można powiedzieć z przymusu pod koszem, jak pan ocenia jego postawę?
-
Fajnie się ostatnio prezentuje. Z Kacprem znamy się nie tylko z boiska. To jest człowiek stąd, można powiedzieć praktycznie, że nasz miejscowy chłopak. Dobrze się wprowadził do drużyny. Daje dużo pozytywnej energii, bardzo fajny chłopak, z dużą dynamiką i motoryką. Jest dla nas bardzo przydatnym zawodnikiem.
Kolejny mecz zagracie w Dąbrowie Górniczej i nie zostaje nic innego, jak zrewanżować się im za pechową porażkę w pierwszej rundzie.
-
Na pewno nie jedziemy tam przegrać, trzeba się dobrze przygotować. Dużo takich spotkań nam uciekło, ale trudno - taki jest sport. Liga jest wyrównana, mecze są na styku i czasem po prostu też trzeba to przeżyć. Mam nadzieję, że to już jest za nami i teraz tylko będzie do przodu i będą same wygrane.
Liga pokazuje, że tak naprawdę nie ma łatwych meczów. Te spotkania u siebie przy tak wyrównanej stawce są najważniejsze?
-
Liga jest ciężka, co pokazał nasz mecz w Jaworznie. Taka jest specyfika, że zawsze gospodarz ma pewne przywileje. Każdy wyjazd jest wymagający, i nie ma znacznie która to jest drużyna w tabeli. W Jaworznie tak naprawdę wyciągnęliśmy im to z gardła, bo uważam, że szczęśliwie wygraliśmy. Nie graliśmy dobrze, a gospodarze postawili twarde warunki i pokazali fajny i ciekawy basket. To, co pechowo przegraliśmy w pierwszej rundzie teraz do nas wróciło. Można powiedzieć, że jesteśmy na zero. Teraz los nam zaczął sprzyjać.
Każda wpadka w tym sezonie jest wyjątkowo bolesna, bo liga liczy mniej drużyn. Ciężej jest to wszystko nadrabiać, czy to wszystko się jakoś rozkłada także na inne drużyny?
-
Można tak powiedzieć, że każda wpadka boli bardziej. Jest mniej grania, cztery spotkania odpadły. Nie ma gdzie tego skorygować, bo po prostu jest mniej meczów. Trzeba się tego wystrzegać. To, że liga jest mniejsza to jednak spora bolączka. Mam nadzieję, że to się zmieni już za rok i wrócimy do tego, że będzie 16 zespołów. Im więcej grania tym lepiej dla wszystkich.