Demolka w Zgorzelcu (relacja)

Nie było kolejnej sensacji w obecnym sezonie w ramach Polskiej Ligi Koszykówki. Tak, jak można się było tego spodziewać, inowrocławskie Sportino - niczym Dawid z Goliatem - zostało rozbite przez PGE Turów w Zgorzelu aż 94:53.

Od pierwszych minut to PGE Turów był lepszy. Wszystko rozpoczęło się od znakomitej defensywy gospodarzy i było 8:0. Po kilku minutach gry wynik na tablicy brzmiał już 17:4, a chwilę później 21:10 dla przygranicznej drużyny. Goście kompletnie nie mieli pomysłu, w jaki sposób zatrzymać natarcie rywala, któremu ewidentnie zależało na tym, by zamazać złe wrażenie z minionego weekendu.

Zgorzelczanie konsekwentnie od początku do końca spotkania powiększali swoje prowadzenie. Świetnie naciskali w defensywnie na rozgrywających Sportino, a ci kompletnie się pogubili i to owocowało wieloma przechwytami, które gracze Turowa zamieniali na łatwe punkty. Żadnych korzyści nie przynosiły krzyki i pretensje z ławki od trenera Aleksandra Krutikowa.

- Nasz młody zespół czasami będzie właśnie tak nierówno grał. Nie poradziliśmy sobie z napotkaną bardzo trudną i twardą defensywą - mówił po meczu trener gości. - Przegraliśmy, ponieważ jesteśmy młodym zespołem. Ten mecz był dla nas bardzo dobrą nauką na przyszłość i z tej lekcji musimy wyciągnąć wnioski - wtórował Białorusinowi Michał Świderski, skrzydłowy drużyny z Inowrocławia.

Prowadzenie i zwycięstwo gospodarzy ani na moment nie było zagrożone, chociaż obie ekipy słabiej zaprezentowały się w drugiej kwarcie, kiedy to piłka początkowo niezbyt często znajdywała się w koszu. PGE Turów grał jednak tego dnia bardzo zespołowo i niezwykle szczelnie w obronie, co pozwalało wyprowadzać kontry, w trakcie których każdy z graczy był aktywny. Festiwal dobrej gry w trzeciej kwarcie dał John Turek, który w tej części gry zdobył sześć ze swoich dwunastu punktów.

Bryan Bailey, Iwo Kitzinger i Donald Copeland w sobotni wieczór bardzo dokładnie szukali na boisku swoich partnerów, z czego wynika aż 19 asyst całego zespołu, a 12 tej trójki. Ten ostatni zdobył, co prawda zaledwie trzy punkty, ale w meczu ze Sportino inni zawodnicy przejęli na swoje barki ciężar zdobywania punktów.

Inowrocławianie mieli ogromne problemy z trafianiem z dystansu, a pierwszą trójkę trafili dopiero w czwartej kwarcie. Wcześniej chybili aż jedenaście takich rzutów, a w całym meczu mieli skuteczność 2/19 za trzy. To, co było do tej pory silną stroną Sportino, nawet w przegranych meczach, czyli zbiórki, w tym meczu gościom nie wychodziło, bowiem ten element koszykarskiego rzemiosła zupełnie zdominowali podkoszowi PGE Turowa.

Na siedem minut przed końcem meczu na parkiecie pojawił się Maciej Strzelecki i to właśnie on zdobył ostatnie punkty w meczu. 21-letni polski skrzydłowy sprawił tym samym, iż rozmiary wygranej wicemistrzów Polski urosły do 41 punktów.

Warto odnotować fakt, iż trener Saso Filipovski w ciągu całego spotkania ani razu nie poprosił o przerwę na żądanie. Z kolei Aleksander Krutikow już w pierwszej kwarcie otrzymał ostrzeżenie od sędziów, iż jego zachowanie przy linii bocznej za chwilę zakończy się przewinieniem technicznym.

- Gospodarze pokazali nam miejsce w szeregu - powiedział na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec Sportino, który dodał po chwili, iż podobnie wyglądały mecze z Anwilem i Asseco Prokomem. Inowrocławianie, w przeciwieństwie do przytoczonych drużyn, mają zupełnie inny cel w tym sezonie i ich marzeniem jest utrzymanie się w lidze.

PGE Turów Zgorzelec – Sportino Inowrocław 94:53 (28:15, 17:12, 24:8, 25:18)

PGE Turów: Townes 12, Turek 12, Radonjic 11 (1), Miljkovic 10 (2), Bailey 9 (1), Daniels 8 (1), Roszyk 8, Witka 8, Bochno 6 (2), Kitzinger 5, Copeland 3 (1) i Strzelecki 2.

Sportino: Gomez 14, Miller 11 (1), Lee 10, Landry 6, Obrzut 4, Crenshaw 3, Wierzbicki 3 (1), Świderski 2, Robak 0 i Żytko 0.

Źródło artykułu: