Starcie na Kociewiu od początku nie zapowiadało aż tak wielkich emocji. Wszystko wskazywało na to, że to Farmaceuci wyjdą z tej walki zwycięsko. Gospodarze w 1. połowie grali kapitalnie, a drużyna z Wrocławia była tylko tłem dla świetnie dysponowanych podopiecznych Tomasza Jankowskiego.
- To wejście było naszą największą bolączką i na pewno musimy sobie obejrzeć tę pierwszą kwartę i wyjaśnić parę spraw - przyznaje Robert Skibniewski - Nie wiem co się stało, może zabrakło troszeczkę sił? Może rozgrzewka była zbyt intensywna? Może ryba na obiad nie była wystarczającym dla nas posiłkiem? - śmieje się rozgrywający Śląska Wrocław.
Mimo fatalnego rozpoczęcia meczu, to w ostateczności koszykarze Jerzego Chudeusza wyjechali z Kociewia z tarczą. W szatni dolnośląskiej ekipy po zakończeniu pojedynku panowała niesamowita radość.
- To prawda, bardzo się cieszyliśmy - potwierdza Skibniewski. - Było bardzo interesująco, myślę, że kto przyszedł na ten mecz, to na pewno nie żałował swojej decyzji. Udało się wygrać i nie pozostaje nic innego, jak tylko się radować - dodaje.
W przypadku ewentualnej porażki aktualnie 7. drużyna Tauron Basket Ligi mogła poważnie skomplikować swoją sytuację w tabeli. Walka o awans do play-off trwa w najlepsze, a wrocławianom po piętach depczą Asseco Gdynia, a także AZS Koszalin.
- Myślę, że nie było czuć tego AZS-u Koszalin - twierdzi jeden z bohaterów sobotniego pojedynku. - Każdy może sobie dorobić jakąś ideologie, ale my naprawdę nie myślimy o Koszalinie, nie myślimy o Asseco czy Polpharmie. Wiemy o co gramy i jest jasno postawiony cel - kończy Skibniewski.