Wiślaczkom podczas czwartkowego meczu towarzyszyły nadzwyczajne emocje. Porażka oznaczałaby pożegnanie się z marzeniami o tytule. Przebieg konfrontacji zaś był bardzo wyrównany i kwestia triumfu długo pozostawała otwarta.
Obie strony wiele uzależniały od obrony. Przyjezdne w porównaniu do poprzedniej potyczki znacznie lepiej obstawiały obwodowe aktualnych mistrzyń efektem czego te punktowały dużo rzadziej. Ciężar poczynań ofensywnych przejęła Janel McCarville. Amerykanka wykonała kawał pożytecznej pracy, a na starcie drugiej połowy sprawiła nawet, że CCC odskoczyło.
Jednak decydujące słowo należało do krakowianek. W końcowych fragmentach, wydobywając resztki sił przyspieszyły. Nie zastanawiały się zbytnio przy podejmowaniu decyzji. Kluczową rolę odegrały rzuty z półdystansu Justyny Żurowskiej. Dzięki reprezentantce Polski podopieczne Stefana Svitka wygrywały 47:41 i w ostatnich trzech minutach zachowały bezpieczny dystans. Doświadczoną skrzydłową wsparła Jantel Lavender.
Małopolski klub wydawał się stać na straconej pozycji. Tymczasem teraz to on posiada przewagę mentalną. Do tego pojedynek numer pięć rozegrany zostanie pod Wawelem.
- Jesteśmy szczęśliwie, że pokazałyśmy charakter i dalej walczymy. Udało się powstrzymać rzuty za trzy przeciwniczek. Zrobimy wszystko aby dostarczyć w niedzielę powodów do radości sobie oraz kibicom - mówiła po końcowej syrenie Żurowska.