Michał Fałkowski: To pana pierwsze mecze w Polsce. Jak wrażenia?
Mike Taylor: Tak, to moje pierwsze dwa mecze. Najpierw było starcie Rosy Radom z Treflem Sopot, a teraz Anwilu Włocławek z PGE Turowem Zgorzelec. Na razie jest świetnie.
Ja nie widziałem tego pierwszego spotkania, więc może skupmy się na drugim…
- Oba zespoły zagrały z sercem i to mi się podobało. Chcę w ogóle powiedzieć, że bardzo cieszę się z tego, że mogłem zobaczyć te drużyny, tych zawodników w akcji na żywo. PGE Turów to bardzo dobra drużyna, mają kapitalny sezon i to widać w ich grze. Anwil jest trochę niżej, ale wiem, że stracił kilku czołowych zawodników. Widać, że te dwa zespoły grają o zupełnie inne cele. Turów jest liderem i marzy o mistrzostwie, gra szybką koszykówkę, ma głębię składu, ciekawych zawodników, ale przyznam, że jestem podekscytowany zarówno koszykarzami ze Zgorzelca, jak i Włocławka. Tak samo jak w przypadku graczy Rosy czy Trefla. I mam nadzieję, że gdy obejrzę kolejne mecze, będzie podobnie.
Którzy zawodnicy zwrócili pańską uwagę?
- Powiem szczerze: koncentrujemy się na razie na wszystkich, absolutnie wszystkich polskich graczach. Chcę zobaczyć, a najlepiej poznać osobiście wszystkich graczy.
W Hali Mistrzów kilku było. Po jednej stronie chociażby Damian Kulig, Łukasz Wiśniewski, Jakub Karolak, a po drugiej Michał Sokołowski, Mateusz Kostrzewski, Mikołaj Witliński...
- O nazwiskach nie będziemy mówić. Odpowiem inaczej: na pewno nie przyglądam się zawodnikom tylko ze względu na ich zdobycze punktowe, zbiórki czy asysty. Statystyki mnie najmniej interesują, bo one tak naprawdę nie mówią czy ktoś jest dobry czy słaby, czy zagrał dobry mecz czy zły. Przede wszystkim patrzę na to, jak poszczególni zawodnicy zachowują się w różnych boiskowych sytuacjach i jak sobie w nich radzą. Na pewno mogę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem niektórych młodych graczy w Anwilu Włocławek.
A młody gracz według pana to gracz kilkunastoletni czy nawet jeszcze troszeczkę starszy?
- Wiek tak naprawdę ma nieistotne znaczenie. Oczywiście, kadra musi mieć młodych graczy, czyli takich, którzy zapewnią ciągłość i będą przyszłością. Ale podobało mi się również kilku weteranów w zespole PGE Turowa Zgorzelec. Ogółem, wyniosłem z tego spotkania bardzo dobre wrażenie.
Dlaczego nie chce pan mówić o nazwiskach?
- Bo na razie to nie ma większego sensu. Póki co, przyjechałem do Polski trochę się pouczyć (śmiech). Muszę zobaczyć wszystkich możliwych Polaków, muszę i chcę ich poznać, poznać ich jako ludzi, ale również ocenić ich umiejętności oraz to czy mogą się rozwinąć. Potem chcę określić ramy, wśród których zawodników będę chciał się poruszać. Stworzyć dużą grupę ludzi, z której następnie będzie można wybierać. Stworzyć grupę, w której będą liderzy, czyli zawodnicy z absolutnego topu, następnie gracze solidni, dający wsparcie oraz zawodnicy młodzi.
Pan obserwował zawodników podczas meczu, a ja pana. Nie widziałem jednak by robił pan jakiekolwiek notatki...
- Mam mecz w głowie (śmiech). A poza tym przyjeżdżając do Polski, wiedziałem mniej więcej co zobaczę. Jestem w stałym kontakcie z ludźmi ze związku i byłem świadomy jakich zawodników przyjdzie mi obserwować. Notatki na razie nie były potrzebne.
Czyli wiedział pan o takich graczach jak Kulig, Wiśniewski czy Sokołowski przed przylotem do Polski...
- Przylatując do Polski wiedziałem co mnie czeka. Przecież to oczywiste, że zajmowałem się polską kadrą i polskimi zawodnikami wcześniej. Oglądałem mecze, pytałem, byłem w kontakcie z generalnym menedżerem reprezentacji, Marcinem Widomskim. Rozmawialiśmy już o pewnej grupie zawodników ogranych, wyróżniających się, ale także o takich, którym zamierzamy dać szansę i których trzeba będzie zobaczyć. Póki co, zbieramy informacje.
Wiem, że będąc we Włocławku rozmawiał pan także z potencjalnymi kandydatami do sztabu szkoleniowego...
- Rzeczywiście, rozmawiałem zarówno z osobami pracującymi w Anwilu, jak i PGE Turowie. Ale również będąc wczoraj w Radomiu rozmawiałem z przedstawicielami Rosy czy Trefla. Zresztą, po meczu mieliśmy bardzo ciekawe spotkanie w cztery oczy z różnymi zawodnikami czy trenerami. To oczywiste, że budując kadrę zawodniczą, jednocześnie dobiera się ludzi do sztabu, ale i tu proces przebiega tak samo: trzeba z każdym się zobaczyć, trzeba każdego poznać, poznać jego metody pracy, zobaczyć jakim jest człowiekiem. I trzeba to wszystko zrobić osobiście. Dotyczy to zawodników, asystentów, fizjoterapeutów, trenerów od przygotowania motorycznego i innych. Żmudna, ale przyjemna praca.