Pacers, Thunder i Clippers grają dalej!

W nocy z soboty na niedzielę rozegrane zostały aż trzy pojedynki, które zadecydowały o dalszym losie sześciu drużyn. Presji sprostali faworyci - Indiana Pacers, OKC Thunder oraz Los Angeles Clippers.

Mało kto przed rozpoczęciem rywalizacji pomiędzy pierwszą i ósmą drużyną Konferencji Wschodniej spodziewał się aż tak wielkich emocji. Po pięciu meczach Indiana Pacers jedną nogą stała już nad przepaścią. Atlancie Hawks nie udało się jednak zamknąć serii w sześciu starciach i jak się okazało - zapłacili za to najbardziej surową cenę.

Jastrzębi nie można potępiać za porażkę w siódmej, decydującej konfrontacji. Jak jednak powszechnie wiadomo - apetyt rośnie w miarę jedzenie i tak było w przypadku aspiracji podopiecznych Mike'a Budenholzera. Hawks z całych sił pragnęli awansować do półfinału Wschodu, ale najzwyczajniej w świecie zabrakło im do tego sportowych argumentów.
[ad=rectangle]
Indiana Pacers pierwszy raz w sobotnim spotkania trafiła do kosza dopiero po czterech minutach gry, ale do szatni schodziła z jedenastopunktową zaliczką. Po zmianie stron pewnie przewodziła w meczu, a końcowego sukcesu nie oddała już do ostatniej syreny. Triumf 92:80 w Bankers Life Fieldhouse zagwarantował im awans do kolejnej rundy i odkupienie grzechów za wcześniejsze fatalne występy.

Po stronie gospodarzy kluczową postacią okazał się między innymi Roy Hibbert. Center osiem spośród swoich trzynastu punktów (najwięcej w tegorocznych play-offach) zdobył w premierowej odsłonie, a do tego miał jeszcze 7 zbiórek i 5 bloków. Tylko jedną trójkę na 8 oddanych zaaplikował rywalom Paul George. Co z tego? Utalentowany skrzydłowy zapisał na swoim koncie 30 punktów oraz 11 zbiórek i poprowadził Pacers, jak na razie do najważniejszego zwycięstwa w sezonie. - Czym stawka jest większa, tym lepiej zamierza grać - chwalił swojego podopiecznego szkoleniowiec zwycięzców.

Co ciekawe, Frank Vogel w sobotę desygnował do gry tylko ośmiu graczy, a pełne 48 minut na ławce rezerwowych przesiedzieli chociażby Evan Turner czy Luis Scola. Genialną partię rozegrał natomiast Lance Stephenson, który punktował - 18 (8/12 z gry), zbierał - 14 i asystował - 5.

Drużyna ze stanu Georgia w siódmym meczu rywalizacji oddała aż 44 rzuty zza łuku! To nowy rekord jeśli chodzi o liczbę wykonanych prób w jednym spotkaniu fazy play-off. Hawks umieścili w koszu jednak zaledwie jedenaście rzutów tego typu, a indywidualnie pięć trójek miał najlepszy strzelec gości - Kyle Korver.

Hawks o wiele gorzej radzili sobie w rzutach z pola - w tym elemencie uzyskali tylko marne 30-procent oraz boleśnie przegrali walkę pod tablicami (38-55). Na całej linii zawiódł Paul Millsap, który swoją pierwszą próbę z gry trafił dopiero na początku trzeciej kwarty. Skrzydłowy zdobył w sumie 15 oczek i 17 zbiórek, w tym 10 ofensywnych. Nie zachwycił też Jeff Teague - 16 punktów (5/16 z gry), 5 strat.

Rywalami Pacers w następnym etapie będą Washington Wizards. Przypomnijmy, że stołeczni z Marcinem Gortatem w składzie pozwolili Chicago Bulls wygrać tylko jedno spotkanie.

Indiana Pacers - Atlanta Hawks 92:80 (24:23, 23:13, 24:27, 21:17)

(George 30, Stephenson 19, Hill 15 - Korver 19, Teague 16, Scott 15, Millsap 15)

Stan rywalizacji: 4:3 dla Indiany Pacers

Oklahoma City Thunder zagra w półfinale Konferencji Zachodniej! Podopieczni Scotta Brooksa w rywalizacji do czterech zwycięstw przegrywali już z Memphis Grizzlies 2:3, ale zdołali wspiąć się na wyżyny swoich możliwości i wygrać dwa kolejne decydujące pojedynki.

W sobotnie spotkanie, dość niespodziewanie, o wiele lepiej wkomponowali się jednak przyjezdni. Drużyna ze stanu Tennessee wygrała premierową partię 36:27, a Marc Gasol zdobył w tym okresie aż 13 punktów. Niedźwiadki pomimo absencji swojego lidera wyglądały na bardzo zmobilizowane. Zach Randolph za umyślne uderzenie Stevena Adamsa w meczu numer sześć został zawieszony przez ligę na jedno spotkanie. Jak się później okazało - ostatnie z udziałem swojego zespołu w trwających rozgrywkach.

Druga i trzecia partia to już popis miejscowych. Grzmot grał jak w transie i ze szwajcarską precyzją dziurawił defensywę rywali kolejnymi celnymi rzutami z dystansu. Thunder przed decydującą kwartą prowadzili wyraźnie - 94:81. Korzystny wynik dla gospodarzy z Chesapeake Energy Arena był już tylko formalnością, sprawą niepodlegającą żadnej dyskusji.

Grizzlies starali się jak mogli. 24 oczka miał Marc Gasol, a 20 punktów, 5 zbiórek i 9 asyst zapisał przy swoim nazwisku grający pomimo problemów zdrowotnych Mike Conley. Podopieczni Dave'a Joergera nie znaleźli jednak recepty na ofensywne poczynania rywali i ostatecznie opuszczali parkiet Chesapeake Energy Arena w bardzo ponurych nastrojach. Trener przyjezdnych bardzo taktownie i z klasą komplementował jednak pogromców swojej drużyny: - Oklahoma City pokazała tej nocy swoje wielkie umiejętności. Kevin i Russ byli absolutnie wspaniali - mówił Joerger.

Kevin Durant wykonał swoje obowiązki z nawiązką. Skrzydłowy umieścił w koszu wszystkie 5 rzutów zza łuku, a w sumie skompletował imponujące 33 punkty i 8 zbiórek, oddając tylko 18 prób z gry! Jeszcze lepiej od 25-latka spisywał się jego klubowy kolega. 26 oczek, 10 zbiórek i 16 asyst to dorobek genialnego Russella Westbrooka. Rozgrywający zanotował pokaźne triple-double i wraz z Durantem wprowadził Thunder do kolejnego etapu fazy play-off.

Oklahoma City Thunder - Memphis Grizzlies 120:109 (27:36, 34:22, 33:23, 26:28)

(Durant 33, Westbrook 26, Jackson 16 - Gasol 24, Conley 20, Lee 16)

Stan rywalizacji: 4:3 dla Oklahomy City Thunder

- Nie mamy nic do stracenia - mówił jeszcze przed rozpoczęciem pojedynku Mark Jackson, szkoleniowiec Golden State Warriors. Jego ekipa w myśl tej reguły od samego początku postanowiła postawić wszystko na jedną kartę i spróbować powalczyć o pełną pulę - awans do półfinałów Konferencji Zachodniej.

Los Angeles Clippers po przespanej premierowej odsłonie, z każdą kolejną minutą prezentowali się już coraz lepiej. Kulminacja dobrej gry gospodarzy przyszła jednak dopiero po przerwie. Drużyna prowadzona przez Doca Riversa odrobiła w niej dzielący dystans, a co więcej - objęła prowadzenie.

Czwarta partia to już definitywna gra ząb za ząb, cios za cios. Hasło przewodnie siódmych, decydujących o losach rywalizacji spotkań brzmiało: Win or go home. Nikt nie chciał wracać do domu, stąd ta zawziętość i nieustępliwość.

Miejscowi jeszcze na niespełna 2 minuty i 30 sekund przed ostatnią syreną przegrywali 109:110. Na twarzach kibiców zgromadzonych w Staples Center malowała się niepewność, która jednak bardzo szybko przerodziła się w entuzjazm. Clippers od tamtego momentu zdobyli 6 punktów z rzędu i wywindowali się na prowadzenie 114:109.

Warriors prowadzeni przez supersnajpera w postaci Stephena Curry'ego próbowali jeszcze odwrócić dzielący deficyt, ale gospodarze pod batutą Doca Riversa nie wypuścili już z rąk najważniejszego zwycięstwa spośród wszystkich w sezonie.

Kto zapracował sobie na pozytywne wyróżnienie? 6 oczek spośród swoich dwudziestu czterech zdobył w samej końcówce sobotniego meczu Blake Griffin. Świetne zawody rozegrali też Chris Paul oraz DeAndre Jordan. Ten pierwszy uzbierał 22 punkty, rozdał 14 piłek i zaliczył 4 przechwyty. Podkoszowy skompletował natomiast genialne 18 zbiórek i 15 oczek, trafiając wszystkie 5 rzutów z gry. Swoje trzy grosze z ławki dorzucił też Jamal Crawford, autor dwudziestu punktów w niespełna 30 minut spędzone na placu boju.

Golden State Warriors przed porażką w siódmym spotkaniu pierwszej rundy fazy play-off nie uratował nawet Stephen Curry. Playmaker trafił wszystkie wykonywane 16 rzutów osobistych, a do 33 punktów dodał jeszcze 9 asyst. 24 oczka zapisał na swoim koncie jeszcze nieobliczalny Dreymond Green.

Rywalem Los Angeles Clippers w półfinale Zachodu będzie Oklahoma City Thunder.

Los Angeles Clippers - Golden State Warriors 126:121 (22:32, 34:32, 31:20, 39:37)

(Griffin 24, Paul 22, Crawford 22, Redick 20 - Curry 33, Green 24, Thompson 15)

Stan rywalizacji: 4:3 dla Los Angeles Clippers

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Komentarze (14)
avatar
Zubek2001
4.05.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Uff Oklahoma wreszcie się ogarnęła i wygrała 
avatar
Apator Fan
4.05.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
4-3,4-3,4-3.To mówi wszystko o tych PO. 
Ursus.61
4.05.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Pacers w ostatnich dwóch meczach wyglądają tak jakby zaczęli wracać na właściwe tory.
Wprawdzie wielki finał raczej nie dla nich ale finał konferencji jak najbardziej wydaje się być coraz bard
Czytaj całość
avatar
Sopa
4.05.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Szkoda, że nie grał Randolph. Podejrzewam, że wtedy Miśki poradziłyby sobie z OKC. Indiana jakby wracała do formy, może finał dla Heat wcale nie taki pewny?
Generalnie playoffy w tym roku bardz
Czytaj całość
avatar
MaroNBA
4.05.2014
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
No, no Indiana po 7 meczowej męczarni przeszła dalej, ale mam nadzieję że Wizards ich przejdą, nie ż jestem jakimś fanem Wizards, po prostu Indiana nie zasługuje na więcej, wygrana seria z Atla Czytaj całość