Prawdziwy kibic to taki, który przychodzi na mecze! - rozmowa z Vladimirem Dragiceviciem, graczem Stelmetu Zielona Góra

- Znam wielu takich ludzi, którzy siedzą sobie w domu, włączają komputer i zaczynają oceniać każdego z nas. Prawdziwy kibic przychodzi na mecze i wspiera zespół - podkreśla Vladimir Dragicević.

Karol Wasiek: Można chyba powiedzieć, że się przełamaliście po słabym spotkaniu w Zielonej Górze...

Vladimir Dragicević: Nie ma co ukrywać, że potrzebowaliśmy tej wygranej. Po pierwsze, żeby odzyskać przewagę własnego parkietu, a po drugie, żeby zmazać plamę po słabym spotkaniu w Zielonej Górze. Uważam, że ten mecz był kluczowy w tej rywalizacji. Jest 2:1 i potrzebujemy zaledwie jednego zwycięstwa, aby awansować do finału. Jestem zdania, że w czwartek będziemy mogli już świętować.

Co działo się w takim razie ze Stelmetem w drugim spotkaniu w tej serii?

- Myślę, że nieco zlekceważyliśmy ekipę Trefla Sopot w poprzednim meczu. Źle podeszliśmy do tego spotkania. Byliśmy nieskupieni i Trefl to wykorzystał. Zresztą ekipa z Sopotu to bardzo dobra drużyna, w której znajduje się wielu świetnych zawodników - Adam Waczyński, Paweł Leończyk, czy Yemi Gadri-Nicholson. Jednakże we wtorek potrafiliśmy zatrzymać tych zawodników i kontrolować zawody.

[ad=rectangle]

Wygraliście we wtorek aż 25 punktami. Czy pomiędzy tymi drużynami jest aż taka różnica?

- Nie, na pewno nie. Po prostu oni zagrali we wtorek słabe zawody, z kolei my mieliśmy bardzo dobry dzień. Uważam, że jesteśmy na nieco podobnym poziomie, co Trefl Sopot.

To był najlepszy mecz Stelmetu w tych play-offach?

- Oczywiście. Aczkolwiek uważam, że w finałach stać nas na jeszcze lepszą grę. Cały czas sądzę, że mamy rezerwy w naszym zespole.

Które elementy są do poprawy?

- Uważam, że w obronie. Tam jest wiele do poprawy. W dalszym ciągu pozwalamy rywalom na zdobywanie łatwych punktów. W finałach nie możemy sobie na to pozwolić.

Vladimir Dragicević: Wciąż mam dużo chęci do gry w Zielonej Górze!
Vladimir Dragicević: Wciąż mam dużo chęci do gry w Zielonej Górze!

We wtorek widzieliśmy także lepszego Vladimira Dragicevicia. Co działo się z tobą w sobotnim spotkaniu?

- W drugim spotkaniu cały czas zmagałem się z wybitym kciukiem w lewej ręce. Ten ból bardzo mi doskwierał i dlatego nie mogłem zbytnio podejmować akcji rzutowych. We wtorek czułem się znacznie lepiej i bardzo chciałem pomóc zespołowi, bo wiem, że jestem jednym z liderów.

Niektórzy zaczęli mówić o twoich chęciach, a dokładniej o ich braku. Jak to jest z twoim podejściem do gry?

- Coś ci powiem. Znam wielu takich ludzi, którzy siedzą sobie w domu, włączają komputer i zaczynają pisać, oceniać każdego z nas. Prawdziwy kibic to taki, który przychodzi na mecze i wspiera zespół. Fani muszą zrozumieć, że zawodnicy w trakcie sezonu zmagają się z wieloma urazami i naprawdę nie jest to łatwa robota. Nie chcemy chodzić do mediów i skarżyć się, że coś nas boli.

Czyli myślami wciąż jesteś w Zielonej Górze?

- Oczywiście i to udowodniłem we wtorkowym spotkaniu. Mam wciąż sporo zapału do gry w Zielonej Górze - chcę dostać się do finału. Nie chcę opuszczać Winnego Grodu bez niczego! To nie wchodzi w grę.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: