Heat odrobili straty! 1:1 w finale NBA!

Miami Heat pokonali SA Spurs, a nie do zatrzymania okazał się LeBron James. Jak LBJ przygotowywał się do drugiego meczu finału? - Rano byłem na lekcji jogi - zaskakująco zdradza skrzydłowy.

Patryk Pankowiak
Patryk Pankowiak

Remis w wielkim finale NBA! Miami Heat po trzymającym w napięciu spotkaniu pokonali miejscowych San Antonio Spurs 98:96 i błyskawicznie odrobili dzielący dystans. Żar przełamał Ostrogi w AT&T Center, a losy drugiego meczu rywalizacji ważyły się dosłownie na samym finiszu. Jednym z bohaterów przyjezdnych został Chris Bosh.

Niedzielne starcie miało bardzo wyrównany przebieg. Obie drużyny legitymowały się tym samym dorobkiem punktowym przez 12 minut, ale i nastrój lokalnych kibiców zmieniał się bardzo często - w niedzielę byli świadkami aż siedemnastokrotnej zmiany drużyny prowadzącej.
Triumfatora niedzielnej potyczki wyłonił więc crunch-time. Druzgoczący w skutkach dla miejscowych San Antonio Spurs okazał się trzypunktowy rzut Chrisa Bosha. 30-latek po podaniu LeBrona Jamesa wyprowadził Miami Heat na prowadzenie 95:93, a kilka chwil później popisał się jeszcze świetną asystą do Dwyane Wade'a. Niepilnowany Flash dopełnił formalności, a w między czasie stratę i niecelny rzut z półdystansu zaliczył Manu Ginobili. - Tak naprawdę nie obchodzi mnie krytyka. Jeśli mi to nie pomoże, to po prostu tego nie słucham - odpowiada swoim antyfanom autor najważniejszej trójki w niedzielnym meczu.

Żar do pierwszego zwycięstwa w finałowej rywalizacji poprowadził LeBron James. Skrzydłowy w niespełna 38 minut zapisał na swoim koncie 35 punktów i 10 zbiórek, trafiając przy tym 14 na 22 oddane rzuty z gry. - On jest najbardziej bezinteresownym graczem, z jakim kiedykolwiek grałem - komplementował LBJ'a jego klubowy kolega - Chris Bosh. Podkoszowy wywalczył 18 oczek, a po 14 dodali Dwyane Wade i x-factor niedzielnego starcia - Rashard Lewis.

Tim Duncan ilością zdobytych double-double w posezonowych rozgrywkach zrównał się z legendarnym Magicem Johnsonem (157), ale nawet jego 18 punktów i 15 zebranych piłek nie uchroniło Spurs przed pierwszą porażką na własnym parkiecie w finale NBA. The Big Fundamental zawiódł w czwartej kwarcie - był bardzo niewidoczny i nie zdołał umieścić w koszu ani jednego celnego rzutu.

Bez znaczenia okazała się również dobra postawa graczy urodzonych poza granicami Stanów Zjednoczonych. 21 oczek uzbierał Francuz Tony Parker, 19 Argentyńczyk Manu Ginobili, a 7 punktów, 10 zbiórek i 5 asyst skompletował rodak rozgrywającego - Boris Diaw. - Musimy pojechać do Miami i wygrać chociaż jeden mecz. Nie możemy wrócić przegrywając 1:3 - mówił na pomeczowej konferencji prasowej Ginobili.

Rywalizacja z Teksasu przenosi się do słonecznej Florydy. Trzeci mecz finału odbędzie się już w nocy z wtorku na środę o godzinie 3:00 czasu polskiego w AmericanAirlines Arena.

San Antonio Spurs - Miami Heat 96:98 (26:19, 17:24, 35:34, 18:21)

(Parker 21, Ginobili 19, Duncan 18 - James 35, Bosh 18, Lewis 14, Wade 14)

Stan rywalizacji: 1:1

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Kto zostanie mistrzem NBA?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×