Nabrałem większego dystansu do koszykówki - rozmowa z Michałem Ignerskim, zawodnikiem Krasnyje Kryjla Samara

Michał Ignerski nie zmienił zdania i definitywnie rozstał się z kadrą. Jak przyznaje w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl coraz częściej kierują nim sentymenty i to jest szansa na powrót do Polski.

Mateusz Zborowski
Mateusz Zborowski

Mateusz Zborowski: Michał ten sezon miał krętą drogę, ale ostatecznie znalazłeś się w idealnym miejscu i czasie. Chyba sam przyznasz, że w Samarze złapałeś nowy oddech? 

Michał Ignerski: Można tak powiedzieć (śmiech). W Samarze trafiłem na dobrego trenera i zespół, w którym lubiliśmy ze sobą grać. Mimo dużych problemów w trakcie sezonu i sporej przebudowy zaczęliśmy grać lepiej niż to miało miejsce na początku sezonu. Pod koniec jednak seria kontuzji przekreśliła nasze szanse na walkę o medale. Sam ostatnie trzy tygodnie sezonu grałem z pękniętym kciukiem i głównie jako center. Byłem jednak tak bardzo głodny gry i czułem dużą odpowiedzialność za wynik zespołu, a to bardzo lubię.

Prawie 34 lata i średnie 16,7 pkt i 6,3 zbiórki w EuroChallange i 18,6 i 4,8 w VTB. Czyli Michał Ignerski jest jak wino im starszy tym coraz lepszy (śmiech)?

- Nabrałem większego dystansu do koszykówki. Ten rok nie był łatwy, ale doświadczenie robi swoje. Na tej drodze zawsze jedzie się pod górkę albo z górki (śmiech). Fakt, że wreszcie miałem możliwość częstszego grania bliżej kosza i kreowania gry dawał mi więcej pewności siebie. Wiem, że mam umiejętności, aby robić na boisku wiele rzeczy i dzięki temu trenerowi przypomniałem sobie o tym. Miałem również świetnego rozgrywającego jakim jest Aaron Miles i kolegów, którzy pracowali jeden dla drugiego.
Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy powiedziałeś, że z kadrą koniec. Rozumiem, że w tej kwestii nic nie uległo zmianie?

- Mówiłem to już rok temu i zdania nie zmieniam. To odpowiedni czas, aby usunąć się w cień. Według mnie w reprezentacji powinni grac młodsi zawodnicy. To im doda dodatkowej pewności siebie i ogrania w Europie czego nigdy za dużo. Poza tym mam swoje prywatne sprawy, które przez to ze ciągłe wyjazdy z Polski są trudniejsze do ogarnięcia niż będąc na miejscu.

Wiem, że były rozmowy z Mikiem Taylorem. Namawiał do zmiany decyzji?

- Miło było poznać trenera Taylora. Sympatyczny człowiek z dużą chęcią pracy. Powiedział mi tylko, że rozumie moją decyzję i nie zamierza mnie namawiać z szacunku do mojej osoby. To były bardzo ważne dla mnie słowa. Zaznaczył jednak, że drzwi kadry są otwarte, a ja na to że być może za parę lat będę w optymalnej formie i jeszcze będę mógł młodym zawodnikom przypomnieć o sobie i w te drzwi zapukać (śmiech).

Przeżyłeś kilku szkoleniowców kadry narodowej. Co podpowiada Ci intuicja? Czy Taylor to jest człowiek, który może odmienić oblicze naszej drużyny?

- Tu trzeba rozgraniczyć dwie kwestie. Taylor może być dla niektórych wyborem co najmniej dziwnym, ale dajmy mu czas i pozwólmy pracować. Nie oceniajmy go po pierwszych eliminacjach z każdej możliwej strony. Jak dla mnie trenerka w Polsce to chyba najgorsze miejsce do pracy w Europie. Tu większości prezesom, działaczom i dziennikarzom wydaje się, że na koszykówce znają się lepiej niż Phil Jackson... Druga sprawa jest taka, że nie można liczyć na jakiś spektakularny sukces spowodowany tylko zmianą trenera, co mam wrażenie dzieje się od roku. W kadrze potrzebni są zawodnicy, którzy ogrywają się w Europie, a tu trzeba by zacząć rozmawiać od szkolenia młodzieży, kończąc na obcokrajowcach z którymi Polacy grają i rywalizują w lidze, ale to temat na inną rozmowę.

Co roku słyszę, że trener kadry powinien być odpowiedzialny za całą strukturę szkolenia od najmłodszych lat, ale kończy się na tym że przegrywa i jedzie do domu. Najgorsze jest to, że dzieje się tak również na etapie juniorskim, gdzie trenerzy są zwalniani bo nie wygrali poszczególnych meczów...
- Coraz częściej kierują mną sentymenty - przyznaje Michał Ignerski - Coraz częściej kierują mną sentymenty - przyznaje Michał Ignerski
Ostatnio mamy okazję oglądać Cię w Polsce. Miałeś okazję na żywo oglądać finały PGE Turów-Stelmet. Jak byś ocenił fachowym, koszykarskim okiem tą batalię?

- To na pewno jest kawal fajnego widowiska. Najbardziej lubię śledzić tą psychologiczną część tych spotkań. Krótkie momenty, które później decydują kto założy złote medale. Przed finałami pomyślałem sobie, że Turów może mieć klucz do złota w postaci Filipa Dylewicza i na razie zdania nie zmieniam. Po drugiej stronie jest za to Łukasz Koszarek, który ma więcej roboty, bo musi ogarnąć wszystkich dookoła, a czasem mam wrażenie, że i trenera. Zmęczony staje w kluczowych momentach na linii wolnych i robi to co przystało na lidera. Cieszy mnie gra Łukasza Wiśniewskiego i Damiana Kuliga. "Zamoj" jest nieprzewidywalny, ale walczy, a Adam Hrycaniuk musi sobie przypomnieć jak grał w Prokomie. O obcokrajowcach nie będę się wypowiadał, bo niektórzy dla mnie to totalne nieporozumienie. W ogóle cieszy mnie, że Polacy robią różnice w tych finałach, ale ja bym wolał by było ich jeszcze więcej. Fajnie jak będzie siedem spotkań i niech wygra lepszy.

Wiemy już, że od przyszłego roku liga będzie poszerzona o kilka zespołów. To dobry ruch? Sami zawodnicy twierdzą, że to wcale nie musi podnieść poziomu z przykrością stwierdzam dość słabej ligi...

- Liga nie będzie mocniejsza jak się ją powiększy o zespoły, które będą miały minimalny budżet. Niestety jednak są to potencjalnie cztery drużyny więcej, które mogą stać się czołowymi ośrodkami w Polsce, a to uważam za dobry pomysł. Większa ilość Polaków będzie miała okazję ogrywać się w ekstraklasie i to jest plus jak również i szersza promocja basketu w naszym kraju.

A co z Tobą w przyszłym sezonie? Są już jakieś negocjacje? Czy póki co czekasz na rozwój sytuacji?

- Póki co postawiłem na aktywny wypoczynek (śmiech).

Szansa gry w Polsce? Ale chyba nie oszukujmy się klubów w naszym kraju nie stać na zawodnika, który jest liderem czołowej rosyjskiej ekipy... A dodatkowo jesteś w takim punkcie kariery, że warto jest odłożyć sentymenty na bok i zarobić dobre pieniądze, bo w koszykówkę wiecznie się nie gra.

- Mną właśnie coraz częściej kierują sentymenty i w tym upatruję szansę na powrót. Po pieniądze mógłbym pojechać do Chin albo Iranu, ale to mnie nie interesuje. W Polsce na nic nie liczę, bo jeżeli chodzi o podejście niektórych polskich klubów to ja go zupełnie nie rozumiem.... Ale ja jak zwykle jestem optymistą i cokolwiek się nie wydarzy to będzie dobrze.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×