Isaiah Thomas graczem Phoenix Suns

Kalifornię na Arizonę zamienia utalentowany Isaiah Thomas. Ostatni numer draftu 2011 w przeciągu czterech najbliższych lat zarobi aż 28 milionów dolarów.

W tym artykule dowiesz się o:

Isaiah Thomas trafił do NBA w 2011 roku - rzutem na taśmę. Z 30. numerem w drugiej rundzie draftu postawili na niego Sacramento Kings. Czy włodarze klubu z Kalifornii wierzyli wówczas w aż tak ogromny rozwój i pożytek ze swojego nowego rozgrywającego? Trudno w to uwierzyć nawet największym optymistom.
[ad=rectangle]
Playmaker mierzący 175 centymetrów wzrostu sprawił wszystkim psikusa i już w swoim debiutanckim sezonie był jednym z najlepszych graczy klasy 2011. Eksplozja jego talentu miała miejsce w ubiegłorocznych rozgrywkach. Thomas został uznany za jednego z najbardziej utalentowanych rozgrywających młodego pokolenia i łakomym kąskiem dla wielu drużyn NBA.

Usługami 25-latka zainteresowani byli Phoenix Suns. Włodarze drużyny z Arizony dopięli swego i na zasadzie sign-and-trade sprowadzili w swoje szeregi kolejnego zawodnika, który potrafi kreować grę, a przy tym trudności nie sprawia mu również zdobywanie punktów. Przypomnijmy, że pod skrzydłami Jeffa Hornacka są już Eric Bledsoe oraz Goran Dragić.

Thomas podpisał nowy czteroletni kontrakt opiewający na sumę 28 milionów dolarów po czym został wytransferowany do Suns. - Bóg jest wspaniały! Jestem podekscytowany, tym co przyniesie przyszłość w Phoenix - pisał na swoim twitterze sam zainteresowany. Kings otrzymali w zamian prawa do wybranego z 27. numerem w drugiej rundzie draftu 2014 Alexa Oriakhiego oraz 7-milionowe tak zwane trade exception.

Bohater tego artykułu spędził w Sac-Town trzy lata swojej zawodowej kariery - sezon 2013/2014 był jego najlepszym. Isaiah Thomas wspaniałą postawą zyskał u trenera Kings, Mike'a Malone'a olbrzymi kredyt zaufania, co przełożyło się na ilość czasu spędzanego na placu boju. 25-latek w ubiegłorocznych rozgrywkach wystąpił w 72 spotkaniach, notując średnio na mecz imponujące 20,3 punktów oraz 6,3 asysty.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: