Karol Wasiek: Dla wielu twój transfer do AZS-u Koszalin był wielką niespodzianką. Co tobą kierowało przy wyborze nowego klubu?
Qyntel Woods: W ostatnim sezonie w ogóle nie grałem w koszykówkę z racji kontuzji, które miałem. Chciałem znaleźć taki klub, w którym mógłbym odbudować swoją karierę. Uznałem, że powrót do Polski będzie dla mnie dobrym posunięciem. Bardzo dobrze znam przecież ten kraj, wiem jaki jest poziom rozgrywek. Poza tym doskonale pamiętam trenera Milicicia, jak jeszcze z powodzeniem biegał po parkietach. Gdy zadzwonił do mnie i przedstawił ofertę klubu to długo się nie zastanawiałem. Chciał, żebym udowodnił wszystkim, że wciąż potrafię grać na wysokim poziomie.
Byłeś zaskoczony tym faktem?
- Takie jest właśnie życie. Nigdy nie wiesz, co się stanie. Trudno to wszystko przewidzieć (śmiech).
[ad=rectangle]
Polskę traktujesz wyjątkowo?
- Poniekąd tak, ponieważ to właśnie tutaj spędziłem najlepsze lata w swojej karierze. Nie boję się tego powiedzieć. Pamiętam nasze świetne mecze w Eurolidze. Ogrywaliśmy wówczas najlepsze zespoły w Europie. Poza tym bardzo dobrze czuję się w waszym kraju. Na nic tak naprawdę nie mogę narzekać.
Wówczas twoim trenerem był Tomas Pacesas, jak wspominasz pracę z tym szkoleniowcem?
- On był niezwykle wymagający (śmiech). Aczkolwiek trzeba sobie jasno powiedzieć, że poprowadził naszą drużynę do sukcesu. Mieliśmy naprawdę świetną relację - potrafiliśmy współpracować, co jest niezwykle istotną kwestią na linii trener-zawodnik. Nigdy nie miałem z nim problemu. Wydaje mi się, że on mógłby to samo powiedzieć o mnie (śmiech).
Żałujesz, że po świetnym sezonie opuściłeś Polskę?
- Ja w życiu wyznaję taką zasadę, że nie ma co wracać pamięcią do wydarzeń z przeszłości i je zbytnio rozpamiętywać. Odszedłem z klubu - stało się i już tego nie zmienię.
Kibice w Polsce "ostrzą sobie zęby" na twoje pojedynki z Quintonem Hosleyem. Jak się na nie zapatrujesz?
- Wiem, że kibice tak myślą, bo już nie raz byłem pytany o tę kwestię. Powiem szczerze, że pojedynki z Hosleyem w ogóle mnie nie interesują! Kompletnie się tym nie zajmuję. Interesuję mnie zupełnie coś innego w tym sezonie. Indywidualnie nic nie muszę nikomu udowadniać.
Jaki jest w takim razie twój cel na ten sezon?
- Chcę pomóc koszalińskiemu zespołowi w odnoszeniu zwycięstw, dlatego zgodziłem się na podpisanie kontraktu z AZS. Większość ludzi myśli, że przyjechałem tutaj tylko po to, by zgarnąć kilka nagród. Ja tak na to nie patrzę, chcę wygrywać i pomagać moim kolegom z drużyny w każdy możliwy sposób. Co z tego, że zdobędę MVP, jak nie wygramy? Nic mi to nie da. Chcę zwyciężać jako drużyna!
Jak oceniasz potencjał drużyny w tym sezonie?
- Rozwijamy się - teraz dołączył do nas Szymon Szewczyk, który będzie dla nas sporym wzmocnieniem. Aczkolwiek jesteśmy nową drużyną i potrzebujemy czasu, żeby się zgrać ze sobą. Jestem jednak zdania, że jeśli wszystkie klocki ułożymy w prawidłowy sposób, to będziemy bardzo groźni!
Stać tę ekipę na zdobycie medalu?
- Nie chcę niczego deklarować. Mogę zapewnić kibiców AZS-u Koszalin, że będziemy walczyć w każdym meczu o zwycięstwo. To jest nasz cel.