Każdy rok poza domem to mały medal - rozmowa z Michałem Ignerskim, zawodnikiem Le Mans

Michał Ignerski zwiedził najlepsze ligi Europy i w każdej mocno zaznaczał swoją obecność. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl porusza wątek powrotu do TBL oraz zahacza o temat kadry.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Zborowski: Michał - Polska, Portugalia, Hiszpania, Turcja, Rosja, Włochy, Francja. Jest jeszcze jakaś liga w Europie, w której jeszcze nie grałeś?

Michał Ignerski: Nie ma już lepszych niż te pięć ostatnich. Jak byłem młody miałem marzenie i cel, aby grać w najlepszych ligach w Europie. Chyba się udało (śmiech).

Le Mans to dobre miejsce do gry w koszykówkę?

- Jedno z najlepszych w jakich miałem przyjemność występować. Organizacyjnie jest to najwyższa półka. Nigdy nie było tu problemów z wypłacalnością, opieka medyczna itp. Wielu ludzi pracuje tu dla klubu od 20 lat i robią to z pasją, której jeszcze nigdzie nie spotkałem. Fani są bardzo związani z koszykówką, bo oprócz wyścigów LeMans, które są raz w roku to koszykówka jest tutaj sportem numer jeden. Do tego piękne miasto, mocna liga i fajni kumple w zespole. A najważniejsze jest to, że moja żona i dzieci są tu razem ze mną.
[ad=rectangle]
Pytam, bo przed tym sezonem było sporo spekulacji czy w końcu wrócisz do TBL. Wybrałeś jednak południe Europy. 

- Sam mówiłem, że chciałbym wrócić do Polski, a więc spekulacje były niepotrzebne. Jestem tu jednak bardzo szczęśliwy i oby tak zostało.

Życie na walizkach to w twoim przypadku trafione określenie. Długo tak jeszcze można?

- Można jak widać i mi to akurat nie przeszkadza. Niedawno francuski dziennikarz podliczył mi, że od czasu jak wyjechałem z Lublina grałem w 16 różnych miejscach (śmiech). Najdłużej, bo sezony spędziłem w Sewilli i mimo ważnego kontraktu postanowiłem wyjechać, bo chciałem zmienić otoczenie. Ja jestem typem wędrowca i jak tylko jest szansa zobaczenia czegoś nowego, to ja jestem pierwszy. Jak mam dzień wolny nawet jeśli jest to jedyny dzień w miesiącu to wstaję rano, wsiadam w samochód i jadę zobaczyć coś nowego. Fajnie by było być twarzą czy legendą klubu jak Maciek Zieliński. Bardzo mi się to podoba i szanuję to - jednak w dzisiejszych czasach chyba o to trudniej niż kiedyś. To są wyjątki. Kilka razy na mojej drodze napotykałem sytuacje gdzie klub nie wywiązywał się z kontraktu. Zawsze wyglądało to tak, że kończyłem tam moją przygodę, bo nie pozwolę sobie na brak szacunku do mojej pracy.

Interes we Wrocławiu, dom rodzinny w Lublinie - oba miasta mają klubu w Ekstraklasie. Bardziej Lublin czy jednak Wrocław?

- Kolo Lublina mieszkają moi rodzice i od 18 lat ich tam odwiedzam, jednak ja mieszkam bliżej Wrocławia. Kibicuje i jednym i drugim i bardzo lubię obydwa miasta.

Wiesz, że niektóre media już przed tym sezonem widziały cię w drużynie Startu, ale trener Paweł Turkiewicz tylko się uśmiechnął. Było coś na rzeczy? 

- Media zawsze dużo widzą, bo chyba taka ich praca, jednak ze Startem nie rozmawiałem (śmiech). Trzymam kciuki za Pawła bo to dobry, ambitny, młody trener i fajny człowiek, a Lublin zasługuje na dobrą koszykówkę.

Tak słabo płacą w Polsce (śmiech) czy nie tylko o kasę chodzi?

- Większość chciałaby zarabiać tak jak Marcin Gortat, ale jak widać tylko on wiedział jak to zrobić (śmiech). Pieniądze są ważne, ale w sporcie zawsze jest ktoś kto może zarabiać więcej niż ty, a może wydawać się słabszym graczem. Trzeba wiedzieć ile jest się wartym jednak nie zawsze życie da ci to czego oczekujesz. Cztery lata temu zarabiałem prawie trzy razy tyle co teraz, ale wydaje mi się, że teraz jestem bardziej wartościowym zawodnikiem i szczęśliwszym człowiekiem. Tak samo ciężko pracuję, aby je zarobić i nigdy nie pomyślałem, że jak teraz zarabiam mniej to będę się mniej starał. To są nadal duże pieniądze i jestem szczęściarzem, że mogę je zarabiać.

- Nie wiem co jest bardziej realne? Czy mój powrót do TBL czy mistrzostwo - zastanawia się Michał Ignerski
- Nie wiem co jest bardziej realne? Czy mój powrót do TBL czy mistrzostwo - zastanawia się Michał Ignerski

Janusz Jasiński powiedział, że jesteś za drogi dla Stelmetu.

- Pan Jasiński to dobry biznesmen, a w biznesie wszystko kręci się wokół pieniędzy. Dla mnie koszykówka to też trochę biznes, ale przede wszystkim chodzi o coś więcej. Powiem tak - jakbym czuł, że pan Jasiński chce zrobić ze mną poważny biznes to dogadalibyśmy się szybko. Jednak od paru lat niby coś chce, ale nie wiadomo co. A proszę mi wierzyć, że czasem parędziesiąt tysięcy jest mi obojętne bo ważniejsze są dla mnie inne rzeczy.

Wiesz, że nigdy nie zdobyłeś mistrzostwa Polski?

- Tak ale jeszcze wszystko przede mną. Ostatnio jeden z moich kolegów, który chyba sam nie wie ile ma złotych medali powiedział do mnie: "Wolałbym Igi doświadczyć i osiągnąć tego co ty osiągnąłeś zamiast tych wszystkich złotych medali w polskiej lidze". Gra poza Polską nie jest łatwym kawałkiem chleba choć zarabiamy większe pieniądze to oczekiwania wobec nas są znacznie większe. Odnajdywanie się w tych wszystkich nowych miejscach to spore wyzwanie. Wystarczy policzyć ilu Polaków tego doświadczyło przez kilka ostatnich lat. Ja naliczyłem czterech! Dla nas każdy udany rok poza domem to mały medal.

Fajnie byłoby wrócić i zaznaczyć powrót zdobyciem tytułu. Jest to realne czy to już bardziej kwestia marzeń? 

- Nie wiem co jest bardziej realne? Czy mój powrót do TBL czy mistrzostwo... Jedno wiem na pewno - jeżeli wrócę to zrobię wszystko i wygram ten tytuł.

Wiesz, że niebawem znów zaczną się podchody czy nie zmieniłeś zdania odnośnie kadry? 

- W podchody to można się bawić na obozie harcerskim. Jak dostanę powołanie to usiądę z kawą w ręku i zastanowię się.

"Jeszcze będę mógł młodym zawodnikom przypomnieć o sobie i w drzwi kadry zapukać" to twoje słowa z czerwca tego roku kiedy rozmawialiśmy. Może jednak? 

- Nie byłem na kadrze w tym roku i wcale nie było mi z tym łatwo. To moja ambicja która czasami przysłania mi resztę. Nigdy nie bałem się rywalizacji z nikim i jak widzę świetnie grającego Damiana Kuliga, Aarona Cela czy innych to myślę sobie, że chciałbym im coś udowodnić. Z drugiej jednak strony cieszę się, że tak grają, bo wiem że wniosą do tego zespołu inną jakość. Może lepszą, może gorszą, ale na pewno młodszą (śmiech). Czasem trzeba umieć powiedzieć dość.

Widziałeś mecze Turowa i Stelmetu w Europie? Póki co bez wygranych. Czego brakuje polskim drużynom żeby zacząć walczyć na europejskich parkietach?

- Nie znam tych drużyn od środka, a więc nie będę się wypowiadał czego im potrzeba. Sami muszą znaleźć rozwiązanie, ale czasami trzeba wiele meczów przegrać, aby kiedyś wygrać. To jest sport. Trzeba się nauczyć pokory i cierpliwości. Wiara i ciężka, mądra praca na pewno przyniesie postęp. W Polskiej koszykówce takiej filozofii brakuje na dużą skalę, ale widzę postęp i to mnie cieszy.

A polska liga w wersji 16-drużynowej się podoba?

- To jest szeroki temat... Myślę, że powinno być wyższe minimum budżetowe dla klubów, aby nie było aż tak wielkich rozbieżności finansowych pomiędzy czołówką, a dołem. Cieszy mnie, że dzięki poszerzeniu ligi miasta takie jak Lublin mają znów koszykówkę i ludzie mogą oglądać najlepsze zespoły. Z punktu widzenia młodych graczy też jest to dobre. O wielu rzeczach moglibyśmy tu mówić, ale uważam, że więcej jest raczej tych dobrych stron.

Czyli w przyszłym roku TBL, ale już nie ta turecka tylko polska (śmiech)?

- W przyszłym roku może zawieszę buty na kołku i ruszę w podróż dookoła świata... Kto to wie? Najważniejsze, aby zdrowie było, a reszta się poukłada (śmiech).

Źródło artykułu: