Choć wydawało się, iż po dyscyplinarnym rozstaniu z Górnikiem Wałbrzych Kris Clarkson szybko znajdzie nowego pracodawcę, tak się nie stało. Koszykarz wyjechał do Stanów Zjednoczonych… odpocząć od koszykówki. - Po niemiłym rozstaniu z Górnikiem przebywam obecnie w moim kraju gdzie po prostu odpoczywam od tego stresu, który ostatnio miał miejsce - mówił wówczas gracz. Przypomnijmy, według klubu Amerykanin obraził trenera Radosława Czerniaka podczas analizy jednego ze spotkań, zaś wcześniej miał problemy z punktualnością. Zdarzały mu się spóźnienia a nawet absencje na treningach. Innego zdania jednak był jednak sam poszkodowany. - Mój były klub na tamten moment był już niemalże pewny utrzymania w lidze, czyli osiągnął pułap, który zakładano. Być może nie chciano mnie utrzymywać w składzie ze względu na mój kontrakt. Może stałem się zbędny - tłumaczył się w tamtym czasie Clarkson, dodatkowo zaznaczając. - Być może zagram jeszcze kiedyś w Polsce, lecz na pewno nie w Górniku.
Odkąd tylko Amerykanin wrócił do swojej ojczyzny, jego agent przez cały czas próbował znaleźć koszykarzowi nowy zespół. Jak się jednak okazało, nie było to proste, gdyż plotki dotyczące zachowania Clarksona zdążyły obiec Europę wzdłuż i wszerz. - Nie interesowałem się tym w ogóle, skupiając się tylko na ciężkiej indywidualnej pracy. Pracowałem nad siłą, sprawnością, kondycją… - odpowiadał zawodnik na pytania dotyczące jego aktualnej dyspozycji i tego, co robi.
Dopiero pod koniec letniej przerwy międzysezonami Clarkson mógł odsapnąć. Jego agent znalazł bowiem zespół, który zdecydował się zaoferować Amerykaninowi kontrakt - była nim hiszpańska Plasencia Extremendura. Choć klub ten gra w rozgrywkach LEB Silver (polski odpowiednik drugiej ligi), Clarksonowi to jednak nie przeszkadzało. - Hiszpania to dobry kierunek. A że niższa klasa rozgrywek? To nie ma znaczenia, tam poziom i tak jest wystarczająco wysoki.
Początkowo koszykarzowi nie wiodło się zbyt dobrze na Półwyspie Iberyjskim. Grał mało, co było rezultatem kontuzji, której nabawił się zaraz na początku sezonu. W czterech pierwszych meczach rzucił tylko 24 punkty i zebrał 15 piłek (średnia tylko 6 punktów i 3,7 zbiórki na mecz). Kiedy włodarze klubu zastanawiali się co począć z Amerykaninem, ten zaczął grać zdecydowanie lepiej. W kolejnych sześciu meczach zanotował średnią 13,3 oczka. Ogółem Clarkson legitymuje się wynikiem 10,4 punktu oraz 3,2 zbiórek w każdym spotkaniu. Na pytanie czy do dobry rezultat, zawodnik kręci jednak głową. - Choć fatalne mecze z początku sezonu już za mną, indywidualnie nadal nie jest tak, jakbym sobie tego życzył. Wiem na pewno, że znając swoje umiejętności, potrafię grać zdecydowanie lepiej. Nie odczuwam już żadnych skutków kontuzji, zaś trener coraz bardziej mi ufa. To wszystko powinno zaprocentować. Chciałbym powtórzyć dobrą grę z poprzedniego sezonu - stwierdził koszykarz. Reprezentując barwy Górnika Wałbrzych uzyskiwał przeciętnie 13,3 punktu oraz 6,4 zbiórki na mecz. Jak widać, by dorównać osiągnięciom z zeszłego sezonu, Clarkson musi zdecydowanie bardziej zaangażować się w defensywie i poprawić walkę na tablicach.
- Cieszę się jednak, że na tyle ile mogę, pomagam zespołowi i póki co, idzie nam w lidze nieźle. Bilans siedmiu zwycięstw i trzech porażek to dobry rezultat. - zakończył Amerykanin, którego słowa mają potwierdzenie w rzeczywistości. Plasencia Extremendura zajmuje bowiem obecnie trzecią pozycję w lidze, tracąc tylko jeden punkt do lidera Caji Rioja, zaś z drugą ekipą przegrywając zaledwie bilansem małych oczek.