Patrząc na wynik spotkania PGE Turowa Zgorzelec z Wikaną Start Lublin (98:82), można by rzec, że gospodarze nie pozostawili cienia wątpliwości, która drużyna była lepszą w poniedziałkowym starciu. Nic bardziej mylnego - przez ponad dwie kwarty beniaminek rywalizował z czempionem jak równy z równym.
[ad=rectangle]
- Trochę baliśmy się tego meczu, bo wiedzieliśmy, że Wikana Start to trochę nieprzewidywalna drużyna, która opiera i skupia się na rzutach trzypunktowych. I początek spotkania zobrazował nam to doskonale - powiedział Filip Dylewicz.
Lublinianie trafili w całym spotkaniu 14 rzutów za trzy punkty, z czego aż siedem - w pierwszej kwarcie. Dzięki 21 punktom zdobytym zza łuku (przy siedmiu rzutach celnych zanotowali tylko cztery pudła), zawodnicy Wikany Start mieli tylko dwa oczka straty do miejscowych po pierwszej kwarcie (27:29). Im bliżej było końca meczu, tym jednak w tym elemencie było gorzej (ostatecznie 14/31).
- Mieliśmy spore problemy z wyeliminowaniem rzutów trzypunktowych rywali, ale w końcu się udało i ogółem zagraliśmy tak, że zasłużyliśmy na zwycięstwo. Byliśmy faworytami tego meczu i zgarnęliśmy dwa punkty - dodał Dylewicz. PGE Turów jest obecnie liderem tabeli i jedyną niepokonaną ekipą w Tauron Basket Lidze.
Poniedziałkowe starcie było dla mistrzów Polski jednak szczególne - drużyna po raz pierwszy zagrała w nowej hali PGE Turów Arena.
- Cieszy nas to, że doczekaliśmy się nowoczesnej hali. Nareszcie jest ciepło - śmiał się skrzydłowy zespołu. - To super obiekt i mam nadzieję, że będzie przynosił szczęście oraz sukcesy tak, jak ten poprzedni.