Stelmet to taka polska Barcelona - II część rozmowy z Olkiem Czyżem

Newspix / KAMIL KRZACZYNSKI
Newspix / KAMIL KRZACZYNSKI

W II części wywiadu Olek Czyż opowiada o grze we Włoszech oraz o propozycjach z ligi polskiej, które miał w przeszłości. - Miałem poważną ofertę ze Stelmetu - mówi zawodnik.

Karol Wasiek: Dlaczego twoja przygoda z Enel Brindisi trwała tak krótko?

Aleksander Czyż: Myślę, że drużyna zdała sobie sprawę z tego, iż nie jestem gotowy na 100 procent, by rozpocząć treningi z zespołem. Tak więc zerwała ze mną kontrakt po moim przyjeździe do Włoch. Krótko opiszę sytuację. Dwa miesiące leczyłem się u jednego z najlepszych specjalistów w Europie Whlfahrta Müllera. To lekarz, który od 36 lat pracuje w Bayernie Monachium i specjalizuje się w leczeniu kontuzji, z którą miałem do czynienia.

Ten lekarz był w kontakcie z działaczami z Brindisi?

- Będąc u niego dostałem gwarancję, że wrócę do zdrowia w określonym czasie. Działacze włoskiego klubu doskonale o tym wiedzieli. Zresztą jeden z trenerów przygotowania motorycznego był tam na miejscu i doskonale znał sprawę. Widział badania i był o wszystkim informowany. Później poleciałem do Włoch i lekarz na miejscu stwierdził, że jest to kontuzja nieuleczalna. Mówił, że już nigdy nie wyjdę na parkiet i nie będę mógł poważnie grać w basket. Taka sytuacja była dla mnie bardzo dziwna. Byłem w szoku, ale dzisiaj uważam, że było to zaplanowane, ponieważ tego samego dnia, jak rozwiązano ze mną kontrakt, to zawarto porozumienie z innym graczem na moją pozycje.
[ad=rectangle]
Co mają w sobie Włochy, że tak chętnie podpisujesz tam kontrakty?

- Poziom ligi jest wysoki i sytuacje finansowe klubów są bardzo stabilne. A to jest dla każdego zawodnika podstawa. Wiele drużyn gra w europejskich pucharach, co podwyższa markę tej ligi. Z Włoch bardzo łatwo dostać się do jeszcze lepszych lig. Zresztą te rozgrywki są pilotowane przez scautów z NBA. Na dodatek życie we Włoszech nie jest najgorsze.

Dlaczego nigdy nie przyjąłeś oferty z polskiego klubu?

- Dużo ofert otrzymywałem z Polski, ale nie ukrywam, że wówczas miałem zupełnie inne priorytety. Miałem nieco inną wizję rozwoju własnej kariery. Zależało mi na tym, aby być jak najbliżej NBA.

Utarło się takie przekonanie w Polsce, że Olek Czyż jest za drogim zawodnikiem dla klubów z Tauron Basket Ligi.

- To odpowiem w ten sposób - gdyby pieniądze były dla mnie ważne, to nie zdecydowałbym się na grę w NBA D-League. Tam zarobiłem 20 tysięcy dolarów za cały sezon. To są śmieszne pieniądze w porównaniu do tego, co mógłbym zarobić w Europie. Uwierz mi, że miałem oferty z klubów europejskich na kwoty 10-razy wyższe (śmiech). Nie chodziło mi w ogóle o pieniądze. Dla mnie priorytetem jest gra w NBA i na tym się wszystko opiera. Staram się po prostu być w jak najlepszej sytuacji. Uważam, że pieniądze i tak nie zmienią mojego położenia w najbliższym czasie. Trzeba patrzeć długofalowo.

Olek Czyż: Oferta ze Stelmetu była atrakcyjna
Olek Czyż: Oferta ze Stelmetu była atrakcyjna

Rok temu Stelmet Zielona Góra grał w Eurolidze. Dużo mówiło się o tym, że będziesz grał w tym zespole. Dlaczego do tego nie doszło?

- Była taka opcja, ale nie mogłem wówczas wybrać tej drogi. Rozważałem ją, lecz uważam, że dobrze zrobiłem czekając, ponieważ miałem okazję zagrać w Milwaukee Bucks przez miesiąc, a do gry w lidze NBA dążyłem już od wielu lat. Na dodatek po zakończeniu przygody z Milwaukee Bucks gra w NBA D-League była bardzo porównywalna do gry w NBA. Nie ma tyle pieniędzy, ale są wielkie areny, dużo widzów przychodzi na mecze i tańczą cheerleaderki. Naprawdę sympatycznie wspominam grę w tej lidze.

To była atrakcyjna propozycja?

- Atrakcyjna, bo to jest zespół, który prezentuje dobry poziom w polskiej lidze i walczy w pucharach. Taka nasza polska Barcelona. Ale trudno było się dogadać, ponieważ dostałem bardzo krótki termin na podjęcie decyzji, a ofertę dostałem jakieś 2-3 dni po zakończeniu sezonu.

Miałeś kiedyś ofertę z Asseco Gdynia?

- Tak, to był czas, kiedy kończyłem college. To był 2012 rok. Wówczas bardzo poważnie rozmawiałem z moim agentem na temat gry w Asseco, ale on już od samego początku przewidywał, że ten zespól rozpadnie się podczas sezonu...

No i agent miał rację...

- Przede wszystkim przykro mi było to widzieć. Wziąłem ofertę z Włoch za skromne pieniądze, ale ugruntowałem swoją pozycję w Europie. Doszedłem wówczas do finałów ligi włoskiej i uważam, że to był dobry start zawodowej kariery.

Źródło artykułu: