PTG Sokół doznał dotkliwej porażki w Radomiu, przegrywając 73:92. Najlepszym zawodnikiem drużyny z Łańcuta był Tomasz Pisarczyk, który zapisał na swoim koncie double-double. W trakcie ponad 30 minut spędzonych na parkiecie zdobył 14 punktów i zebrał 12 piłek. Na niewiele się to jednak zdało.
[ad=rectangle]
- Nie był to najlepszy mecz w naszym wykonaniu. Myślę, że na razie można powiedzieć, że prezentujemy świąteczną formę - stwierdził po ostatniej syrenie meczu z ACK UTH Rosą. - Mam nadzieję, że to minie i wrócimy do grania, które prezentowaliśmy w pierwszej rundzie, bo w sobotę nie był to zdecydowanie basket, do którego mogliśmy przyzwyczaić kibiców w pierwszej rundzie - przyznał.
Od pierwszych minut sobotniego pojedynku przyjezdni nie prezentowali się dobrze. Gospodarze mogli dużo wcześniej wypracować przewagę, ale nie wykorzystali kilku okazji w kontrataku, pudłując z dość prostych pozycji. W oczy rzucała się jednak duża liczba strat po stronie podopiecznych Dariusza Kaszowskiego.
W całym spotkaniu goście popełnili ich aż 23 przy zaledwie 10 przeciwników. - Przede wszystkim masa strat, w pierwszej połowie bodajże 14. To jest zdecydowanie za dużo, bo jak w meczu robi się prawie 25 strat, to jest ciężko wygrać - zaznaczył Pisarczyk.
Radomianie bezlitośnie wykorzystywali błędy bardziej doświadczonej ekipy. - Rosa jest zespołem młodym, ambitnym, wybieganym, który te nasze straty wykorzystywał. Jak na tak młodą drużynę, grali naprawdę bardzo mądrze. My znowu nie popisaliśmy się rozwagą w grze i z tego wszystkiego to się wzięło - nie ukrywał podkoszowy.
29-latek, który występował w pierwszej drużynie Rosy w sezonie 2011/2012, zwrócił uwagę na słabszą dyspozycję swojej obecnej ekipy. - Na szybko analizując jest ciężko wyciągnąć jakieś wnioski. Niepokojące jest to, że zagraliśmy dwa słabe mecze w ostatnim czasie. W Bydgoszczy już po pierwszej kwarcie przestaliśmy grać, w Radomiu chociaż do połowy się trzymaliśmy. Mam nadzieję, że jest to efekt przerwy świątecznej i jeśli złapiemy rytm, to powinno być lepiej - zakończył.