Nowa (lepsza) jakość Open Basket Pleszew?

Open Basket Pleszew zrezygnował z usług Marka Śmiłowicza, który objął posadę trenera pleszewskiej ekipy w połowie ubiegłego sezonu. Słabe wyniki drużyny sprawiły jednak, że działacze Openu postanowili podziękować Śmiłowiczowi za współpracę.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Marek Śmiłowicz rozpoczął pracę w Pleszewie w połowie ubiegłego sezonu. Początkowo był drugim trenerem u boku Jana Perkiewicza. Z czasem został pierwszym szkoleniowcem ekipy Openu. Nie da się ukryć, że Śmiłowicz rozpoczął pracę w Pleszewie w niesłychanie trudnym momencie. Kiedy ten szkoleniowiec zaczynał swoją przygodę w pleszewskim klubie, drużyna znajdowała się w poważnym kryzysie. Marek Śmiłowicz na pewno odmienił po części drużynę Openu. Dobrze funkcjonujący zespół miał nawet szansę na znalezienie się w pierwszej czwórce. Niestety, w najważniejszej części sezonu podopieczni trenera Śmiłowicza zawiedli. Końcówka rozgrywek była niesłychanie słaba w wykonaniu pleszewian. W efekcie, zamiast czwartego miejsca, drużyna została sklasyfikowana na dziewiątej pozycji. Działacze postanowili jednak kontynuować współpracę z dotychczasowym trenerem. Marek Śmiłowicz tłumaczył zajęcie dopiero dziewiątej pozycji między innymi zawirowaniami personalnymi czy też brakiem profesjonalizmu niektórych zawodników. - Szkoda, że stało się tak, jak się stało. O naszym zespole można by mówić wiele. Było sporo zawirowań na stołku trenerskim. W ubiegłym sezonie w Pleszewie byłem przecież trzecim trenerem. Poza tym, wymienialiśmy także niektórych zawodników. W końcówce sezonu straciliśmy Piotra Nizioła. Nie wszyscy koszykarze zawsze mogli trenować. Tomek Wilas, czyli zawodnik piątkowy, był na studiach przez trzy albo cztery tygodnie. Trudno mówić w tej sytuacji o jakimś profesjonalizmie. Gdyby Pleszew chciał koszykówkę na przyszłe lata, to na pewno mamy wiele do zrobienia, nie tylko na niwie sportowej, ale również organizacyjnej - tłumaczył pod koniec ubiegłego sezonu Marek Śmiłowicz. Nie sposób jednak nie przypomnieć, że w trackie ubiegłego sezonu sam szkoleniowiec bywał w Pleszewie zaledwie trzy razy w tygodniu. Gdzie zatem wspominany przez niego profesjonalizm?

Przed początkiem obecnych rozgrywek prezes Openu Basket Pleszew, Tomasz Nowaczyk zadbał o wiele szczegółów i wraz z trenerem Śmiłowiczem zbudował drużynę, która z powodzeniem miała walczyć o pierwszą czwórkę. Niestety, ligowa rzeczywistość bardzo szybko zweryfikowała przedsezonowe plany. Mimo że trener Śmiłowicz miał bardzo wiele do powiedzenia w kwestii pozyskiwania zawodników, jego drużyna grała zdecydowanie poniżej oczekiwań. Punktem kulminacyjnym, a zarazem dowodem bezradności podopiecznych Marka Śmiłowicza było przegrane spotkanie w Rybniku. Wtedy można było śmiało powiedzieć, że pleszewski zespół znalazł się w poważnym kryzysie.

Działacze Openu Basket postanowili dokonać zmiany na stanowisku trenera. W ten o to sposób końca dobiegła przygoda Marka Śmiłowicza z pleszewskim klubem. Podsumowanie osiągnięć tego szkoleniowca podczas pracy w Openie wypada niestety bardzo blado. Początkowo prowadzony przez niego zespół grał bardzo dobrze. Jak się jednak okazało, były to miłe złego początki. Drużyna zawiodła w końcówce ubiegłego sezonu, kiedy ważyły się losy awansu do pierwszej czwórki. W nowym sezonie zbudowany przez trenera Śmiłowicza zespół zdecydowanie zawodził. Teraz były już szkoleniowiec Openu może w stu procentach skupić się pracy w II Liceum Ogólnokształcącym w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie od wielu lat prowadzi zajęcia z wychowania fizycznego.

Następcą Marka Śmiłowicza w Pleszewie jest Vadim Czeczuro, który do tej pory był asystentem Andrzeja Kowalczyka. Pleszewscy kibice liczą, że ten szkoleniowiec odmieni obliczę drużyny Openu. Czeczuro po raz drugi w swojej trenerskiej karierze będzie pierwszym szkoleniowcem. Wydaje się, że spory bagaż doświadczeń, jakim była bez wątpienia gra na parkietach ekstraklasy, praca u boku Andrzeja Kowalczyka czy też prowadzenie zespołu z Ostrowa w najwyższej klasie rozgrywkowej powinny być sporym atutem nowego trenera Openu. Słowem, można powiedzieć, że działacze z Pleszewa podjęli właściwą decyzję. Na dokładniejsze i bardziej precyzyjne oceny przyjdzie jeszcze pora. Czeczuro na początku przygody z pleszewskim klubem, która jest zarazem dla niego wielką szansą i sporym wyzwaniem, ma bardzo proste cele. - Przede wszystkim chciałbym poprawić grę w obronie. Nasi chłopacy na pewno mają dużą chęć do gry. Założenie jest bardzo proste. Chcemy wygrać każdy mecz - mówi popularny Dima, który ma sprawić, że zespół Openu zacznie ponownie wygrywać. Skład pleszewskiej drużyny pozwala spokojnie myśleć o czołowych lokatach w ligowej tabeli. Jeżeli Vadim Czeczuro odpowiednio poukłada swoją ekipę, to pleszewscy kibice mogą mieć jeszcze w tym sezonie wiele powodów do radości.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×