Trener musi inspirować - rozmowa z Tomaszem Niedbalskim, trenerem WKK Wrocław

Jak wychować w Polsce koszykarza? Rozmawiamy ze specjalistą od szkolenia młodzieży Tomaszem Niedbalskim, który wychował już wielu reprezentantów.

Mateusz Zborowski
Mateusz Zborowski

Mateusz Zborowski: Trenerze, czy specjalista od pracy z utalentowaną młodzieżą to odpowiednie stwierdzenie w pana przypadku?

Tomasz Niedbalski: Zajmuję się tym od 18 lat i bardzo się staram, by takim specjalistą być.

Pytam, ponieważ pracował pan ze słynnym rocznikiem 93, teraz od kilku lat pracuje pan z bardzo zdolną młodzieżą w WKK, co chwilę wyłapując jakieś "perełki". - Ostatnimi czasy mam przyjemność pracować z polskimi "prospektami". Czy to w kadrach Polski, czy w Szkołach Mistrzostwa Sportowego, czy teraz w klubie WKK Wrocław. Pracowałem z większością graczy z roczników od 92 do 99, którzy w przyszłości będą stanowić o sile reprezentacji seniorskiej lub będą wyróżniającymi się graczami w zespołach ekstraklasowych. Sprawia mi to bardzo dużą frajdę i nie ukrywam, że do pracy chodzę z wielką przyjemnością! Ale takie perełki miałem już w Bytomiu, moim pierwszym klubie, w którym pracowałem 11 lat. Damian Lenkiewicz - rozgrywający o wzroście 204 cm, później gracz ekstraklasowego Pruszkowa, Bartek Diduszko, który zadebiutował w kadrze seniorskiej w wieku 19 lat. Mateusz Dziemba - teraz gracz MKS Dąbrowa Górnicza, czy Maciej Strzelecki z Polpharmy. Tutaj we Wrocławiu mamy fajną paczkę młodych, utalentowanych chłopaków i mam nadzieję, że wielu z nich zaistnieje w dorosłej koszykówce.
Krąży opinia, że Tomasz Niedbalski znajdzie koszykarza tam, gdzie inni nawet nie pomyślą żeby zajrzeć. Ile w tym prawdy?

- Jeśli dzisiaj w sklepie spożywczym znajdę drugiego Polish Hammera, to możesz tak napisać. Ale to mało prawdopodobne (śmiech).

Jak obecnie wygląda sytuacja ze szkoleniem młodzieży w Polsce? Kiedyś tych najzdolniejszych ściągano do SMS-ów. Najpierw Warka, potem Kozienice, Władysławowo. Tych ośrodków już nie ma. To utrudnia zadanie czy może wbrew pozorom ułatwia?

- Jest SMS Cetniewo, w którym pracowałem przez rok. Sytuacja na młodzieżowej mapie koszykarskiej nieco się zmieniła. Są duże ośrodki, które mogą pozwolić sobie na ściąganie utalentowanych chłopaków - Poznań, Radom, Sopot, Wrocław. Ja uważam, że im większa konkurencja, tym lepiej. Tak jest np. we Wrocławiu, gdzie mamy WKK i Śląsk. Musimy stale podnosić swoją jakość, by trzymać poziom. Im więcej dobrych programów szkoleniowych, tym lepiej - takie jest moje zdanie. Problemem jest masowość naszej dyscypliny, a raczej jej brak.

Ile trener młodzieży musi mieć w sobie z wychowawcy? Ciężko jest dotrzeć do młodzieży? Szczególnie, że na każdym kroku na tych najzdolniejszych czają się agenci.

- Trener - wychowawca jak najbardziej. Trener musi inspirować! Dzisiaj młodzież chciałaby wszystko dostać w sposób łatwy, nie wymagający wysiłku fizycznego i intelektualnego. Zacytuję tutaj pewnego słynnego rapera: "Każdy patrzy jak zdobyć główną rolę. Najlepiej raz, dwa, trzy…". Tak się nie da, bo wcześniej czy później braki zostaną uwidocznione. Moim zdaniem dużym problemem jest u młodych zawodników ich słaba odporność psychiczna w sytuacjach trudnych. Widać to zwłaszcza w konfrontacji z zagranicznymi zespołami narodowymi. Takie sytuacje trudne muszą być stwarzane w całym procesie treningowym. Agenci - znam jednego. Bardzo dobrze wykonują swoją pracę. Czasami bardziej przeszkadzają rodzice. Ale to są problemy, z którymi trzeba na bieżąco sobie radzić.
Jak dotrzeć do głów tych młodych zawodników, żeby uświadomić im, że warto pracować nad sobą? - Moim zdaniem młody człowiek powinien poszukać takiego miejsca, gdzie będzie miał szansę być szkolony w sposób wielowymiarowy, tzn. z odpowiednim treningiem technicznym, taktycznym i motorycznym. Jak dotrzeć do głów? To trudne pytanie, ale najważniejsze jest to, by młody sam w końcu zrozumiał po co to robi! Świadomość młodego człowieka jest tutaj jednym z kluczowych aspektów. Bardzo mnie cieszy, gdy chłopak wykonuje pracę przed treningiem lub po treningu - taki zawodnik staje się partnerem, a nie robotem zaprogramowanym na chodzenie na trening. Kiedyś Ponitka, Karnowski, Niedźwiedzki, Gielo. Dziś ma pan pod swoimi skrzydłami Nizioła, Wadowskiego, Kapę czy Rutkowskiego. To przyszłość polskiego basketu?

- Zobaczymy. Mają dużą szansę! Po tym sezonie Nizioł i Wadowski zostaną przez nas ulokowani w miejscach, gdzie nastąpi ich dalszy rozwój. Granie w drugiej lidze nie wchodzi już w rachubę w ich przypadku. Następcy już są: Kapa, Rutkowski, Kiwilsza, Jędrzejewski, Kobel, Ścibisz - to oni będą brali ciężar gry na siebie w przyszłym sezonie.

Często zawiódł pana instynkt trenerski? Myślał pan, że to będzie zawodnik dużego formatu, a rzeczywistość później okazywała się inna?

- Często nie, ale zdarzało się. O nazwiskach nie chcę mówić.

Czy szkolenie młodzieży w Polsce stoi na wysokim poziomie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×