- Pierwsza połowa dobra, a druga fatalna. Tyle można byłoby powiedzieć o tym meczu... Odwróciliśmy nieco tendencję z poprzednich spotkań, kiedy to graliśmy słabe pierwsze połowy, a świetne drugie - podkreśla w rozmowie z naszym portalem Michał Michalak, gracz Trefla Sopot.
[ad=rectangle]
Sopocianie przed spotkanie z MKS Dąbrowa Górnicza mieli serię trzech zwycięstw z rzędu. Ciekawostką jest fakt, że w każdym z tych meczów musieli odrabiać straty z pierwszej połowy - w Zgorzelcu mieli 20 punktów straty, ale zdołali z tego wyjść i pokonać mistrzów Polski. Z MKS to oni prowadzili różnicą ponad 10 oczek, ale prowadzenia nie dowieźli do samego końca.
- W drugiej połowie graliśmy słabo w obronie, ale z drugiej strony MKS trafiał niesamowite rzuty w czwartej kwarcie. To one dały zwycięstwo gościom. My mieliśmy trochę gorszą skuteczność w ataku i udało się nam wygrać - dodaje Michalak.
Sopocianie nie potrafili zatrzymać w tym meczu Mylesa McKaya. Warto zaznaczyć, że Amerykanin w samej czwartej kwarcie zdobył aż 19 oczek z 32 całej drużyny. Śmiało można powiedzieć, że McKay poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa w tym spotkaniu
- Myślę, że można było wcześniej zatrzymać McKaya, tak aby się nie rozkręcił wystarczająco w końcówce. Wyszło jak wyszło i bardzo szkoda tej porażki. Nie ustabilizowaliśmy się jeszcze na takim poziomie, aby wygrywać seryjnie z drużynami, które są niżej w tabeli. Ciągle musimy pracować i być skupieni. Trzeba pracować nad własnymi mankamentami - przyznaje Michalak.