Niedzielne spotkanie ze Stelmetem Zielona Góra świetnie zaczęło się dla podopiecznych Igora Milicicia. Do przerwy gospodarze prowadzili 43:35 i wszystko wskazywało na to, że dowiozą zwycięstwo do samego końca. - W pierwszej połowie graliśmy swoją koszykówkę, całkiem fajnie to wychodziło. Była dobra obrona z naszej strony i dlatego ten wynik tak wyglądał - zaznacza Artur Mielczarek, kapitan AZS Koszalin.
[ad=rectangle]
Jednak w drugiej połowie gospodarze stanęli. AZS w 15 minut drugiej połowy zdobył ledwo 12 punktów i nie przypominał w żadnym calu drużyny z pierwszych dwóch kwart. Co więcej, w trzeciej odsłonie podopieczni Igora Milicicia mieli aż dziewięć strat i ledwo osiem oczek.
- Myślę, że na trzecią kwartę wyszliśmy nieco rozkojarzeni. Mieliśmy dziewięć strat w tej odsłonie, co napędzało grę gości. Mieli sporo kontrataków, z których zdobywali łatwe punkty. Zbudowali bezpieczną przewagę i niektórym wydawało się, że jest już po meczu, ale my takiej wiary nie straciliśmy. Trener cały czas nas motywował. W czwartej kwarcie pokazaliśmy, że mamy duży charakter. Zostawiliśmy dużo serca na boisku - podkreśla Mielczarek.
Gospodarze w tym meczu rzucili 12 "trójek". W samej czwartej kwarcie gracze Milicicia zdobyli dwanaście punktów po rzutach z dystansu. - Taki mamy zespół. Jak na razie skuteczność z dystansu nas nie zawodzi - mówi Mielczarek, który w tym sezonie bardzo często przebywa na obwodzie. Jego domeną powoli stają się rzuty z dystansu (44,9 procent)
- Taką mam rolę w tej drużynie. Robię swoje rzeczy w obronie, które nie zawsze je widać. W ataku szukam tych punktów po rozszerzeniu gry. Mamy zawodników, którzy potrafią odrzucić piłkę na obwód - ocenia kapitan Akademików.