W pewnym momencie sobotniego meczu Stelmet Zielona Góra tracił do Asseco Gdynia już nawet 18 punktów. Podopieczni Saso Filipovskiego poprawili jednak swoje błędy i głównie za sprawą świetnej trzeciej kwarty (35:12) wyszli na pewne prowadzenie, którego nie oddali już do ostatniego gwizdka. - Asseco na początku meczu miało dobrą taktykę i gdynianie wprowadzili nas w błąd, szczególnie gdy oni atakowali, a my broniliśmy. Trochę trudno było nam to rozgryźć, przez co Frasunkiewicz zostawał sam, a gdy go nikt nie kryje to raczej trafia. To nam przeszkodziło. Mieliśmy też problem, by znaleźć nasz rytm w ataku, bo Asseco to drużyna, która nie gra zbyt szybko, ale bardzo mądrze. Gdy już znaleźliśmy rytm w ataku i obronie, to wszystko poszło w dobrą stronę - skomentował Aaron Cel.
[ad=rectangle]
Skrzydłowy biało-zielonych był w sobotę nieomylny w rzutach zza linii 6,75m (4/4), a do swojego punktowego dorobku dołożył jeszcze dwa trafienia za dwa oczka. - Nie wiem czy to ja wprowadziłem drużynę na dobrą drogę, ale faktycznie to był trochę mój dzień, za trzy punkty wszystko wpadało, więc dobrze że to wykorzystaliśmy w dobrym momencie. W odpowiedniej chwili "zapalił się" też Koszarek, Hosley także - dodał niespełna 28-latek.
Zielonogórzanom udało się skutecznie zneutralizować A.J. Waltona i Ovidijusa Galdikasa, którzy w ataku wydają się być najgroźniejszą bronią Asseco. - Taktyka jest taka, by po prostu przeciwnik rzucał jak najmniej punktów. Akurat w ataku najgroźniejsi są u nich Walton i Galdikas, trenowaliśmy cały tydzień, by coś wymyślić i ich zatrzymać i widocznie to zadziałało. Gra w obronie przeciwko tym dwóm graczom w dużym stopniu pomogła nam w odniesieniu zwycięstwa - zakończył Aaron Cel.