Karol Wasiek: Wróćmy jeszcze pamięcią do meczu z Rosą Radom, który nie ma co ukrywać, powinien zakończyć się dla was zwycięsko. Co stało się w trakcie czwartej kwarty?
Jerel Blassingame: To proste. Pozwoliliśmy im na to, aby wrócili do gry. Rosa zaczęła grać w ten sposób, w jaki lubi najbardziej. Czyli krótkie, szybkie akcje, które zwykle kończone są rzutami trzypunktowymi. My nie umieliśmy na to odpowiedzieć i dlatego to oni schodzili z parkietu jako zwycięzcy. Aczkolwiek po spotkaniu miałem takie wrażenie, że to my byliśmy lepszym zespołem. Po prostu wykorzystali nasze słabości. Wiemy jednak, że powinniśmy wygrać ten mecz. Powiem więcej - to spotkanie powinno zakończyć się wysokim zwycięstwem naszego zespołu.
A nie uważasz, że jednym z kluczowych momentów był fakt, że musiałeś usiąść na ławce z powodu czterech przewinień?
- To prawda. Musiałem zejść, aby przedwcześnie nie zakończyć tego meczu. W dodatku radomianie postawili strefę i nie umieliśmy jej odpowiednio sforsować. Straciliśmy koncentrację i to wszystko złożyło się na naszą porażkę.
[ad=rectangle]
Nie uważasz, że te przewinienia były kompletnie niepotrzebne? Faulowałeś w bardzo prostych sytuacjach...
- To prawda. Złapałem dwa przewinienia w bardzo krótkim okresie czasu... Szczerze? Tych przewinień w mojej opinii w ogóle nie było, ale jeśli sędzia tak zdecydował, to ja nie mam nic do gadania. Muszę to zaakceptować i grać dalej.
Oddaliście w meczu z Rosą aż 38 rzutów z dystansu. Jeśli mam być szczery, to dawno czegoś takiego nie widziałem...
- Patrzysz w statystyki po meczu? Mam radę, nie rób tego. To są tylko i wyłącznie liczby. Pomyśl sobie tak - co byłoby, gdybyśmy trafili więcej trójek? To proste, wygralibyśmy te zawody. Wiem, że ludzie dużą wagę poświęcają statystykom, ale dla mnie to trochę bez sensu, bo koszykówka to nie liczby. Gdzie masz w statystykach to, ile ktoś postawił dobrych zasłon bądź rzucił się po piłkę na parkiet? Gdzie? Nigdzie... No właśnie. Oni po prostu trafili więcej rzutów od nas i wygrali.
Powróciłeś do Gdyni po kilku latach. Jak czułeś się w Gdynia Arena?
- Świetnie czuję się w tym obiekcie. Mam wspaniałe wspomnienia z tego miejsca. Nie ma co ukrywać, że to właśnie w Gdyni miałem najlepsze lata mojej kariery. Zawsze miło jest wrócić do Trójmiasta i powspominać stare, dobre czasy ze znajomymi. Muszę w ogóle powiedzieć, że Polskę traktuję jako drugi dom.
Czyli powrót do Słupska nie był trudną decyzją decyzją?
- To była jedna z najprostszych decyzji. Miałem propozycję z Turcji za większe pieniądze, ale ja chciałem po prostu wrócić do domu. Bardzo cieszę się, że podjąłem taką, a nie inną decyzję.
Czyli pieniądze na drugi plan?
- Wiadomo, że są one ważne, ponieważ muszę zadbać o moją narzeczoną (śmiech). Ja już ich mam jednak wystarczająco dużo. Teraz chciałem wrócić do miejsca, którego darzę dużą sympatią. Zawsze zresztą to podkreślałem, że marzę o tym, aby znów przywdziać koszulkę Energi Czarnych.
Rozumiem, że w Polsce zostaniesz na dłużej?
- To byłoby bardzo dobre rozwiązanie. Jeśli Energa Czarni wyraziliby taką chęć, to bym się na pewno nad tym poważnie zastanowił, ponieważ moja narzeczona mieszka w Słupsku i ona chce być jak najbliżej domu i ja to w pełni respektuję. Podsumowując, chciałbym zostać na dłużej w Polsce.
Dobrze gdyby został w Polsce, bo z Jerelem liga jest ciekawsza:)