Przed sobotnim spotkaniem wrocławianie w efektownym stylu wygrali trzy pojedynki. Największą niespodziankę sprawili w starciu z mistrzami Polski, PGE Turowem Zgorzelec. Do batalii z Wikaną Startem przystępowali zatem w roli zdecydowanych faworytów. Z tej roli wywiązali znakomicie. Gospodarze mieli w tym meczu bowiem niewiele do powiedzenia.
[ad=rectangle]
Wrocławianie zagrali skuteczniej od rywala, zmusili go do oddawania rzutów z nieprzygotowanych pozycji, zdecydowanie wygrali też walkę na tablicach. Gospodarze próbowali co prawda ratować się rzutami z dystansu, ale wychodziło im to w sobotę ze zmiennym szczęściem. Ponadto, zabrakło im w tym pojedynku punktów dotychczasowego lidera Bryona Allena, który został przez gości całkowicie wyłączony z gry.
W pierwszych minutach lepsze wrażenie sprawiali jednak gospodarze. Po pięciu minutach gry prowadzili z rywalem różnicą pięciu "oczek". Wrocławianie rywalom skrzydeł nie pozwolili jednak rozwinąć i szybko zabrali się za odrabianie strat. Lublinian dopadli jeszcze w tym fragmencie gry, a w drugiej kwarcie powoli zaczęła zarysowywać się ich przewaga.
Od tego momentu warunki na boisku dyktowali już wrocławianie. W trzeciej kwarcie ich prowadzenie wzrosło do 23 punktów i już wtedy niemal jasne stało, kto tego dnia będzie bezapelacyjnym zwycięzcą. Do końca spotkania goście grali już swobodnie, a Wikana nieudolnie próbowała już tylko zniwelować straty.
Warto dodać, że w sobotę pięciu zawodników Śląska przekroczyło barierę 10 punktów. Wśród gospodarzy taki próg przekroczyło z kolei czterech graczy, ale momentami większość z nich prezentowała się zbyt chaotycznie.
Wikana Start Lublin - Śląsk Wrocław 70:91 (16:14, 14:32, 23:26, 17:19)
Wikana Start:
Lewandowski 15, Wells 12, B. Diduszko 12, Śmigielski 11, Trojan 9, Wojdyła 4, Czujkowski 3, Ł. Diduszko 2, Allen 2, Hałas.
Śląsk: Trice 17, Ikovlev 17, Kinnard 15, Dłoniak 14, Mladenović 12, Tomaszek 9, Wiśniewski 6, Gabiński 1, Kulon, Sanny.