NBA: Clippers remisują ze Spurs, Mavs ciągle walczą

Los Angeles Clippers zdołali wygrać po raz drugi ze Spurs, w efekcie w ćwierćfinałowej rywalizacji doprowadzili do remisu 2-2. Tymczasem spod szubienicy uciekli koszykarze Dallas Mavericks.

Podopieczni Doca Riversa znaleźli się w takim położeniu, że kolejna porażka postawiłaby ich pod ścianą. Wówczas Spurs prowadziliby bowiem aż 3-1 i mało prawdopodobnie, aby wypuścili okazję z rąk. Zdeterminowani Clippers zdołali jednak wyjść z opresji i mimo że grali na wyjeździe, to doprowadzili w serii do remisu 2-2.

To w dużej mierze zasługa dwóch koszykarzy - Chrisa Paula i Blake'a Griffina. Obaj nie zawiedli i zagrali na bardzo wysokim poziomie. 29-letni rozgrywający zdobył aż 34 punkty, trafiając 11 z 19 rzutów z gry, rozdał 7 asyst i zebrał 3 piłki. 26-letni silny skrzydłowy dominował z kolei w strefie podkoszowej - uzbierał aż 20 punktów i zanotował aż 19 zbiórek i 7 asyst. Z nim na parkiecie ekipa z Los Angeles wyglądała naprawdę świetnie.
[ad=rectangle]
Mistrzowie NBA nie zamierzali tanio sprzedawać skóry. Od początku nieustannie trzymali się blisko swojego przeciwnika. Nie potrafili odskoczyć czy narzucić swojego stylu, ale oddawali praktycznie każdy cios. Na początku drugiej kwarty po trafieniu Patricka Millsa mieli trzy punkty przewagi i było to najwyższe prowadzenie Spurs w całym spotkaniu.

Dopiero pod koniec trzeciej odsłony uwidoczniła się przewaga Clippers. W kolejnej partii za sprawą Griffina, ale także Jamala Crawforda i Austina Riversa, udało im się odjechać na odległość 13 punktów. Wówczas stało się jasne, że wszystko jest w rękach gości. Zawodnicy Riversa nie wypuścili znakomitej okazji, choć Kawhi Leonard i Tim Duncan naciskali i nie dawali za wygraną. Ostatecznie jednak obrońcy tytułu nie byli w stanie dopaść drużyny z Miasta Aniołów.

Ostrogi nie zagrały wcale źle, ale pozwoliły przeciwnikowi rozwinąć skrzydła i się rozstrzelać. Tymczasem im brakowało czasami opcji w ataku, bo dwaj podstawowi zawodnicy Tiago Splitter i Daniel Green pudłowali na potęgę - pierwszy nie trafił żadnego z pięciu rzutów za dwa, drugi przestrzelił wszystkie sześć za trzy. U innych skuteczność też pozostawiała trochę do życzenia. Najwięcej punktów zgromadzili Leonard i Duncan, którzy zdobyli odpowiednio 26 i 22 punkty. Weteran dołożył jeszcze 14 zebranych piłek.

Drużyna Ricka Carlisle'a nie miała innego wyjścia. W trzech poprzednich spotkaniach uległa Rakietom, więc jedynie wygrana mogła przedłużyć ich ćwierćfinałową serię. Mavs w końcu dopięli swego i zagrali bardzo dobry mecz, w którym nie dali wielkich szans swojemu rywalowi.

Zespół z Dallas dominował w strefie podkoszowej i był naprawdę skuteczny. Co prawda gospodarze zmarnowali aż 12 z 21 rzutów wolnych, ale nie przeszkodziło im to sięgnąć po zwycięstwo. A to dlatego, że Mavs mieli akurat sporo opcji w ofensywie. Aż sześciu graczy zdobyło przynajmniej 10 punktów, a zdecydowanie najlepiej spisał się Monta Ellis. 29-letni zawodnik uzbierał aż 31 punktów i dorzucił jeszcze 6 zbiórek i 3 asysty. W całym spotkaniu trafił 13 z 21 rzutów z gry.
 
Co warte podkreślenia, aż trzech graczy zanotowało double-double. Al Farouq Aminu i Tyson Chandler do odpowiednio 16 i 10 punktów dołożyli jeszcze 12 oraz 14 zebranych piłek. Natomiast Jose Juan Barea znakomicie dogrywał piłki, w efekcie zaliczył aż 17 asyst. Zdobył też 17 punktów.

Houston miało niezłe otwarcie i solidną końcówkę, ale zdecydowanie przegrało drugą i czwartą kwartę (łącznie 69:41), dlatego nie zdołało nawiązać walki. Poza tym wielu koszykarzy miało problemy ze skuteczności. Trevor Ariza trafił jedynie 2 z 10 rzutów z gry, Jason Terry tylko 1 z 5. James Harden miał spore trudności na dystansie. 25-letni zawodnik był najlepszym graczem w swoim zespole (24 "oczka"), ale powodów do zadowolenia mimo wszystko nie miał.

Rakiety nie zdołały wyeliminować Mavs w czterech meczach, ale nadal to one są faworytem do awansu do półfinału. Dotąd jeszcze nie zdarzyło się, by zespół, który przegrywał 0-3, zdołał odwrócić losy rywalizacji do tego stopnia, aby awansować. Zatem Dallas póki co jedynie uciekło spod szubienicy i uniknęło dość wstydliwego sweepa.

San Antonio Spurs - Los Angeles Clippers 105:114 (25:25, 22:26, 29:30, 29:33)
(Leonard 26, Duncan 22, Parker 18, Mills 14, Diaw 10, Ginobili 10 - Paul 34, Griffin 20, Redick 17, Rivers 16, Crawford 15)

Stan rywalizacji: 2:2

Dallas Mavericks - Houston Rockets 121:109 (25:34, 36:19, 33:22, 27:34)
(Ellis 31, Barea 17, Aminu 16, Nowitzki 16, Stoudemire 12, Chandler 10 - Harden 24, Smith 23, Brewer 22, Howard 13, Jones 13)

Stan rywalizacji: 3:1 dla Rockets

Komentarze (10)
avatar
CERTIFIED COACH
28.04.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
SA : LA to ciekawa rywalizacja, mnie juz SA znudziło, śmiertelnie - wierzę w power LA 
avatar
CERTIFIED COACH
28.04.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
MAVS jakos daje rade - ale HOUSTON I TAK TO WYGRA !! 
Maciej Karolczak
27.04.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mialem dac duze pieniadze na clipers bo za pieknie by bylo jakby spurs prowadzili juz 3:1 nie moglo byc jak w meczu nr. 3 czyli pogrom . A timi klasa sama w sobie . Go spurs . 
WuMike
27.04.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
San Antonio jakoś dziwnie odcięło prąd, w drugiej części meczu z Clipps. Im dalej w las, tym będzie trudniej Ostrogom wygrać. Drużyna z LA jest dużo mocniejsza, fizycznie. Czytaj całość
avatar
Romano
27.04.2015
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Szkoda przegranego meczu nr 3 przez Mavs, byłoby ciekawie a tak Rockets u siebie zakończą serię. W starciu Clippers-Spurs o awansie najprawdopodobniej zadecyduje dopiero 7 mecz, oj będzie się d Czytaj całość