Miasto Szkła zawiodło na całej linii. "Zaskoczyliśmy sami siebie"

Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że krośnianie mogą być pewni finału. Sokół pokazał jednak niebywały charakter i brutalnie przerwał sen Miasta Szkła o ekstraklasie.

Sam piąty mecz był popisem jednej drużyny. PTG Sokół Łańcut prowadził od początku i nie pozostawił gościom złudzeń. Dość powiedzieć, że dopiero w piątym spotkaniu serii z wygranej mógł się cieszyć gospodarz. Koszykarze trenera Dariusza Kaszowskiego zwyciężyli 86:78, ale przez większość potyczki ich przewaga oscylowała wokół 15-20 punktów.

- Przegraliśmy to wszystko u siebie. Prowadziliśmy 2-0 i wydawało się, że ten finał będzie już nasz. Może trochę za bardzo pewnie się poczuliśmy. W tym decydującym meczu Sokół był bardzo ciężki do zatrzymania. Nie ma się co dziwić, byli na fali, wyszli z fatalnej sytuacji. Mieliśmy świadomość, że po tych porażkach w Krośnie postawiliśmy się w bardzo trudnej sytuacji - mówi Marcin Salamonik.

[ad=rectangle]

Sytuacje, w których zespół poległ dwa razy w play-off na otwarcie rywalizacji, a mimo to przechyla szalę na swoją korzyść to rzadkość. Biorąc pod uwagę, że Miasto Szkła Krosno prowadziło 2-0 i miało do dyspozycji dwa starcia przed własną publicznością wyczyn łańcucian budzi jeszcze większy szacunek.

- Znamy się bardzo dobrze, niczym nas nie zaskoczyli. Uważam, że najgorsze było to, że tak naprawdę sami siebie zaskoczyliśmy. Graliśmy fajną koszykówkę, wszystko układało się dobrze i coś nagle stanęło. Trzeba było wygrać u siebie i zamknąć serię 3-0. Nie zrobiliśmy tego, a Sokół poczuł, że jeszcze nie wszystko stracone - ocenia podkoszowy z Krosna.

Miasto Szkła Krosno nie dało rady zatrzymać rozpędzonego Sokoła Łańcut
Miasto Szkła Krosno nie dało rady zatrzymać rozpędzonego Sokoła Łańcut

W kluczowym spotkaniu sezonu zawiedli liderzy. Adam Parzych nie trafił żadnego rzutu z gry (0/6), a na swoim poziomie nie zagrał kapitan Dariusz Oczkowicz (2/10). W poczynaniach gospodarzy widać było wielką energię i entuzjazm. Warto dodać, że koszykarze trenera Michała Barana walczyli i doszli rywali nawet na sześć oczek. Wszystko działo się jednak w końcówce, gdy na tablicy zostało jedynie kilkanaście sekund.

- Nie będę ukrywał, że rozczarowanie jest ogromne. Zawiedliśmy w najważniejszym momencie. Wiem, jaka jest teraz radość w Łańcucie. W swojej karierze doświadczyłem już tak samo wygranych serii. Teraz jestem w odmiennej sytuacji i nie jest to nic miłego - nie ukrywa Salamonik.

Źródło artykułu: