Ostatnie tygodnie do udanych może zaliczyć nasz jedynak w NBA Marcin Gortat. Łodzianin już od kilku dobrych meczów regularnie pojawia się na parkietach najlepszej ligi świata. Wyjątkowo udane dla wychowanka ŁKS-u Łódź było spotkanie z Golden State Warriors, w którym Polak zastępował kontuzjowaną gwiazdę "Magic" Dwighta Howarda. Popularne "Double-Double" Gortata zrobiło wielkie wrażenie nie tylko na kolegach z zespołu. - Po meczu przeciwko Golden State Warriors i statystykach: 16 punktów, 13 zbiórek, 3 bloki sam byłem z siebie dość zadowolony, ale nie podniecam się i staram twardo stąpać po ziemi. Przyjdą gorsze momenty, trener może znów widzieć dla mnie mniej miejsca w rotacji i co wtedy? Teraz jestem w ogniu, w super formie, ale poczekajmy, co ludzie o mnie powiedzą, gdy powinie mi się noga. Na razie jest dobrze, ale nie genialnie - mówi koszykarz Przeglądowi Sportowemu.
Niewiele jednak brakowało, by mierzący 214 cm koszykarz mógł uznać obecny sezon za stracony. Kontuzja, której Polak nabawił się na początku grudnia mogła zwiastować jeszcze mniej minut spędzonych na parkiecie. - Ja byłem pewien, że dość szybko wrócę do dwunastki, bo właśnie po to tak ciężko pracuję na siłowni, żeby rozbudować mięśnie i szybciej zwalczać urazy. Nie myślałem jednak, że potem wszystko tak szybko się potoczy: że zagram tyle czasu w Phoenix i że zdobędę zaufanie trenera oraz pozostałych zawodników. Bo widzę, że ono wzrosło - kończy koszykarz.