Rozpędzone Sportino, czyli sensacje na wyciągnięcie ręki

Koszykarze z Inowrocławia po dwóch wysokich porażkach z Anwilem i Asseco Prokomem zaraz na inauguracje rozgrywek, w meczach rewanżowych udowodnili, jak wielki postęp poczynili od tamtego czasu. I choć trudno było to przewidzieć jeszcze przed rozpoczęciem obu spotkań, podopieczni białoruskiego trenera Aleksandra Krutikowa spisali się na tyle dobrze, że byli nawet krok od sprawienia dwóch wielkich sensacji.

Mateusz Stępień
Mateusz Stępień

W rundzie rewanżowej inowrocławskie Sportino rozegrało już dwa mecze, z Anwilem Włocławek i Asseco Prokomem Sopot. Oba, pomimo, że przegrane, pod żadnym względem nie przypominały jednak dwóch pierwszych spotkań przeciwko tym zespołom, zaraz na inaugurację. Ba, to samo Sportino, które na początku doznało bolesnych porażek, odpowiednio różnicą 29 i 28 (!) punktów, teraz było o krok, od sprawienia już nie wielkich niespodzianek, a wręcz ogromnych, żeby nie powiedzieć mega sensacji. Czas, którego tak mocno brakowało inowrocławianom wcześniej, przed sezonem, głównie na wspólne zgranie się nowych zawodników i zrozumienie koncepcji trenera Aleksandra Krutikowa, teraz jest ich sprzymierzeńcem, bowiem z każdym następnym meczem, inowrocławianie grają coraz dojrzalej.

Sportino w dwóch pierwszych, rewanżowych spotkaniach, pokazało naprawdę dobrą koszykówkę, a o porażkach, zdecydowały dosłownie niuanse. W przypadku, gdy zostaną one szybko wychwycone i poprawione przez sztab szkoleniowy, Sportino jeszcze nie raz może w obecnych rozgrywkach sprawdzić to, do czego tak blisko było w ostatnich dwóch grach. A, że jest to możliwe, powiedział nawet Tomas Pacesas, szkoleniowiec Asseco Prokomu - Inowrocławianie rozegrali bardzo dobre spotkanie. Jeśli tylko poprawią małe błędy, które w konsekwencji nie zaważą na końcowym wyniku, możemy być jeszcze w tym sezonie świadkami kilku niespodzianek z ich strony.

Polemizować ze szkoleniowcem aktualnych mistrzów Polski nie wypada, tudzież nawet nie można, bo kto wie, jakim wynikiem w ostatecznym rozrachunku zakończyłyby się mecze z Anwilem i Asseco Prokomem, gdyby nie przestoje inowrocławian zaraz po przerwie, które na końcowe wyniki w ostatnich pojedynkach, zapewne miały wpływ - Anwil wykorzystał chwilę dekoncentracji jaka wkradała się w nasze szeregi. Gdy uzyskał kilkupunktową przewagę, nie oddał już jej do samego końca - wyjawił Łukasz Wichniarz, który ocenił przyczyny słabszej gry inowrocławian na początku trzeciej odsłony spotkania z włocławianami.

W obu meczach Sportino przegrało też walkę na deskach. W derbowym pojedynku z Anwilem różnica była co prawda niewielka 30:34, jednak w zeszłą sobotę - wręcz olbrzymia 33:44 - Musimy zdecydowanie poprawić nasza grę pod obiema tablicami. W sobotę nie wyglądało to zbyt dobrze. Na zdecydowanie za dużo pozwaliśmy sopocianom - ocenił po meczu z Asseco Prokomem, Eddie Miller, rzucający obrońca inowrocławskiego zespołu.

W spotkaniu z Anwilem i Asseco Prokomem, trener Krutikow nie mógł skorzystać ze wszystkich swoich zawodników. Od dwóch tygodni, z powodu kontuzji ścięgien Achillesa nie gra center - Artur Robak, a tuż przed świętami, urazu kolana nabawił się Łukasz Wichniarz, który niedawno co został zakontraktowany przez inowrocławskich działaczy. Na domiar złego, pod koniec czwartej kwarty spotkania z sopocianami, również ze względu na kontuzję, na ławkę rezerwowych zmuszony był usiąść Kyle Landry. Na chwile obecną niewiadomo jednak, jak groźne są urazy dwóch ostatnich koszykarzy i jak długo trwała będzie ich przerwa w grze.

Czarnym scenariuszem dla sympatyków inowrocławskiej ekipy byłaby zapewne wiadomość o dłuższej kontuzji Kanadyjczyka, który jest obecnie liderem Sportino. Oprócz drużyny, dużo straciłaby zapewne też cała liga, bo przecież Landry jest obecnie najlepszym zbierającym rozgrywek i jednym z bardziej wyróżniających się na parkietach ekstraklasy koszykarzem.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×