Arkadiusz Kobus ma za sobą bardzo udany sezon. Skrzydłowy okazał się w tym sezonie najskuteczniejszym zawodnikiem koszykarskiej Legii. Wielu kibiców ekipy ze stolicy nie wyobraża sobie zespołu właśnie bez Kobusa. Czy 28-letni zawodnik zostanie w Warszawie na kolejny sezon?
[ad=rectangle]
Jakub Artych: Odrodzenie Potęgi. Koszykarska Legia kroczy do Tauron Basket Ligi. Przeszkadzał wam w trakcie sezonu ten szum medialny?
Arkadiusz Kobus: To działało w obie strony. Kiedy wygrywaliśmy to zewsząd napływały gratulacje. Analogicznie po porażkach spływała fala krytyki. My staraliśmy się być gdzieś obok tego. Mnie osobiście to bardzo odpowiadało. Dzięki temu mobilizowałem się przed każdym meczem tak samo mocno, nie było żadnego odpuszczania.
Zacznijmy od początku. Zderzenie Legii z I ligą nie było usłane różami. Spodziewałeś się tak trudnego startu rozgrywek?
- Mieliśmy trudny początek ligi, najpierw zderzenie z Krosnem, a następnie z Pruszkowem, który również okazał się jedną z silniejszych ekip w I lidze. Oba na wyjeździe. Potem przyszedł Łukasz i wszystko się zmieniło. Myślę, że większość ekip w pierwszej ligi grając takie dwa trudne mecze na wyjeździe mogłaby zacząć od bilansu 0:2.
Mam wrażenie, że gra Legii weszła na wyższy poziom właśnie od momentu przyjścia Łukasza Wilczka. Zgodzisz się?
- Łukasz nie tylko przeniósł "swoje talenty" do Warszawy ale również nauczył nas pewnej dyscypliny na boisku. "Wilu" to taki gracz, który pomaga innym zawodnikom grać lepiej.
Z jednej strony wygraliście z mocnym Sokołem Łańcut. Z drugiej jednak porażki u siebie z Tychami lub Gliwice były sporym zaskoczeniem. Da się to wszystko wytłumaczyć słynnym "frycowym" beniaminka?
- A jak wytłumaczyć porażkę Krosna w Tychach? Czy porażki Stali Ostów w Pruszkowie czy z Gliwicami? To jest pierwsza liga, od wielu sezonów takie mecze się zdarzają, zresztą w ekstraklasie również. Nie robiłbym z tego wielkiej sensacji. Chociaż na pewno te porażki bolały bardziej.
Koniec końców pewnie awansowaliście do półfinału I ligi. Masz jeszcze w głowie pojedynki ze Stalą?
- Mam w głowie trójkę "Żurka" w meczu numer 3. To był rzut, który zmienił całą serię. Jestem pewien, że gdyby tego nie trafił to my znaleźlibyśmy się w finale. Za parę lat nikt tego nie będzie pamiętał jak byliśmy blisko. To Stal awansowała i szczerze im gratuluje wygrania pierwszej ligi bo zasłużyli na to.
Czego wówczas w piątym meczu zabrakło Legii? Doświadczenia, cwaniactwa?
- W piątym meczu zabrakło dokładności i spokoju w 2 kwarcie. To właśnie wtedy Ostrów Wielkopolski wypracował sobie prowadzenie.
Zostałeś wybrany do najlepszej Piątki I ligi. Ciężka praca jak widać się opłaca.
- Ostatnie półtora roku to dla mnie jako koszykarza okres najbardziej owocny. Byłem w tym okresie wiele razy doceniany jako sportowiec. Myślę, że to też spora zasługa Legii w końcu bycie najlepszym strzelcem takiego zespołu już jest ogromnym wyróżnieniem. Medialnym jak i sportowym. Oczywiście to nie tylko moja zasługa, moją rolą w zespole było po prostu zdobywanie punktów. Trener tak mnie ustawił, a koledzy robili wszystko, żeby mi to ułatwić. Za to chciałbym im podziękować. Wybór Arkadiusza Kobusa do najlepszej piątki I ligi jest jednocześnie wyborem całej naszej drużyny. To wspólny sukces.
Wcześniej zostałeś również wybrany najlepszym koszykarzem Warszawy. Takie nagrody to chyba znakomity bodziec do dalszej pracy?
- To nie tak, że zostajesz najlepszym zawodnikiem Warszawy i zaczynasz mocniej pracować. Musisz najmocniej pracować, żeby zostać najlepszym zawodnikiem. Tak to działa.
Zostajesz w Legii?
- Mentalnie już chyba na zawsze zostanę w Legii. Bardzo się zżyłem z tym klubem. Jeśli chodzi o pozostanie na kolejny sezon to jeszcze wiele się musi wyjaśnić. Na razie został zakontraktowany nowy trener. Co będzie ze mną, czas pokaże.
Załóżmy, że dzwoni do ciebie trener zespołu z dolnych rejonów tabeli Tauron Basket Ligi. Co byś zrobił?
- Odebrałbym telefon i porozmawiał.