Sobotni mecz zapowiadał się niezwykle ciekawie. Wszak spotykały się drużyny, które przed startem tegorocznych rozgrywek rozgrywek głośno mówiły o awansie do I ligi. W lecie większych wzmocnień dokonali działacze z Radomia, którzy do zespołu sprowadzili między innymi Daniela Walla oraz Piotra Kardasia. Nazwiska jednak nie grają, o czym mogliśmy przekonać się podczas ostatniego pojedynku.
Ale początek sobotniej potyczki wcale nie wskazywał na końcowy sukces podopiecznych Macieja Borkowskiego. Radomianie dysponowali większą siłą rażenia pod koszem, dzięki czemu często ponawiali swoje akcje. Przez to rywale mieli spore trudności z powstrzymaniem Daniela Walla i Jakuba Zalewskiego, ale niemal przez cały czas utrzymywał się wynik remisowy.
Koszykarze Piotra Ignatowicza do szturmu przystąpili pod koniec drugiej połowy. Szybkie i skuteczne rzuty z półdystansu Tomasza Baszaka i Tomasza Sosnowika sprawiły, iż RosaSport odskoczyła na kilkupunktowe prowadzenie 40:28. Natychmiast odpowiedzieli jednak bydgoszczanie. Celne trójki Gliszczyńskiego i Gierszewskiego pozwoliły czarno-czerwonym wrócić do gry, i przed przerwą goście prowadzili tylko 40:36. To była jednak tylko przystawka do głównego dania, czyli drugiej części spotkania.
Jednak już wówczas trzy faule na swoim koncie miał Przemysław Gierszewski. Humory gościom jeszcze się poprawiły, kiedy szybko dwa głupie przewinienia (jeden techniczny, choć przy tym zdarzeniu należałoby dyskutować) złapał drugi z liderów Astorii, Artur Gliszczyński. Bydgoszczanie przez to musieli poluzować szeregi defensywne, ale wyszło to im tylko na zdrowie. Radomianie chyba zbyt uwierzyli we własne możliwości, co przy remisowym wyniku (74:74) wykorzystał lider grupy A II ligi. Szybkie trójki grających z czterema faulami Gierszewskiego i Gliszczyńskiego oraz skuteczna gra na tablicach Doriana Szyttenholma pozwoliły objąć Astorii prowadzenie 83:76, co właściwie przesądziło losy sobotniej potyczki.
- My zawsze walczymy do końca. Proszę zauważyć, że praktycznie każdą akcję kończyliśmy udanymi rzutami z obwodu lub spod kosza. Mimo iż rywal miał znacznie większą przewagę pod tablicami, to skutecznie zatrzymaliśmy ich liderów. Ważne jest także to, iż praktycznie zawsze graliśmy do końca akcji i była asekuracja w zespole. W pewnym momencie na parkiecie było nerwowo, ale Artur się zdenerwował, bo został popchnięty przez rywala - podsumował mecz trener KPSW Astorii, Maciej Borkowski.
- Ja bohaterem? Zawsze staram się tak grać, jak koledzy pozwalają. Akurat w tym meczu trójki mi wpadały, więc starałem się wykorzystać ten element. Najważniejsze jest jednak zwycięstwo. Jeśli chodzi o rzuty z dystansu, to wychodzą teraz lata pracy i ciężkich treningów. A dodatkowe adrenalina i dramaturgia samego spotkania powoduje, że wszystko układa się po twojej myśli. Ciężko się gra w obronie z czterema przewinieniami na koncie, ale wiedziałem, że jestem potrzebny drużynie przy tak znakomitej skuteczności. Ja, Dorian i Artur mieliśmy po cztery faule, ale udało się przetrwać ten moment - mówił uradowany po meczu Przemysław Gierszewski.
KPSW Astoria Bydgoszcz - Rosasport Radom 89:83 (18:15, 18:25, 25:21, 28:22)
KPSW Astoria Bydgoszcz: Gliszczyński 26 (3) D.Szyttenholm 24, Gierszewski 17 (5), A.Szopiński 12, Lewandowski 7 (1), Laydych 3, O.Szyttenholm 0, Kubacki 0, Poliwka 0.
RosaSport Radom: Baszak 17 (1), Kardaś 15 (2), Wall 15, Zalewski 11 (2), Sosnowik 7, Wróbel 6 (1), Nikiel 4, Gutkowski 4, Maj 2, Podkowiński 2.